Fragment (4)

I hear you’ve gone and changed your name again...

Leonard Cohen


To był naprawdę piękny dzień. Wyrocznia wystawiła dłoń przez uchylona szybę i łapała wiatr w palce.

- Ile razy możesz zmieniać imię? – zapytała ją kilka dni wcześniej Leonida. Siedziały razem na murku przy nadmorskim bulwarze i patrzyły na Morze Śródziemne, rozbijające się na plaży.

- Aż do skutku – odparła Wyrocznia. – Niektórym wystarcza jedno, nadane w chwili narodzin albo jeszcze wcześniej, albo trochę później. Mnie nie. Nie nadano mi właściwego imienia.

Leona parsknęła.

- Przydomek nie jest imieniem – powiedziała Wyrocznia.

Ile miałam już imion? zastanawiała się teraz, jadąc zatłoczoną ulicą w stronę gór. Miasto, jego wysokie średniowieczne domy, nadmorskie bulwary, wąskie uliczki i szeroki Pasaż Łaski zostawały poza nią. Zostawiała w nim imię, którego używała. Nowe miasto, nowi ludzie. Nowe imię.

To nie miało znaczenia; po jakimś czasie i tak wszystkie imiona wycierały się, znaszały. Zostawał tylko przydomek. Prędzej czy później i tak ktoś nazywał ją Wyrocznią. Czasami spotykała kogoś z poprzedniego życia, poprzedniego miasta. Czasami nie. Czasami Wyrocznia po prostu do niej przychodziła.

Pamiętała kilka ze swoich poprzednich imion. Zazwyczaj wybierała je, bo akurat w tej chwili, w tym miejscu zdawały się do niej pasować; jak płaszcz albo ubranie z sezonowej kolekcji, które po pół roku staje się absolutnie nie do przyjęcia. Czasami ktoś wybierał je dla niej. W mieście, które opuszczała, wołali na nią Jesion. Ale to nie było jej imię.

W poszukiwaniu swego prawdziwego imienia przemierzyła już wiele dróg i na każdej zdawała się odnajdywać część, jak kawałki układanki; ciekawe, czy na jej nagrobku pojawi się to właściwe imię, jedno jedyne, określające ją i tylko ją.

- Przecież ty już masz imię – powiedziała Leonida na nadmorskim bulwarze. – Jesteś Wyrocznia. Pogódź się z tym. Zaakceptuj. Nie szukaj.

A potem zabrała swoją skórzaną torbę pełną dłut i kawałków gliny i odeszła w kierunku wież wznoszących się nad miastem.

Oczywiście. Może i tak. Ale przydomek nie jest imieniem. Przydomek określał to, co Wyrocznia robiła, nie czym była; a nawet jeśli, to opisywał jedynie ułamek tego, czym była. Nie składała się przecież jedynie z tego: miała krew, palce, skórę i kolor oczu. Wyrocznia kojarzyła się jej nieodmiennie z martwym marmurowym posągiem o pustych oczach, zagrzebanym do połowy w piasku w ruinach dawno padłego Ilionu.

Pogódź się z tym.

Może w następnym mieście powiedzie jej się; może tam znajdzie swoje prawdziwe imię. Na razie wystawiała dłoń przez okno i łapała wiatr; w oddali majaczyły okryte niebieską mgłą góry.


Poznań, 25.12.01.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka z innej bajki

A completely different story

Untitled