Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2009

Inna bajka ( ta znaleziona w Paradoxie)

Po stole przetoczył się duży orzech włoski. Wróżka śledziła go wzrokiem i zastanawiała się, skąd on, u licha, znalazł się na jej własnym stole, w jej własnej chatce, skoro jeszcze chwilę temu go nie było. Orzech przetoczył się poza krawędź stołu i spadł na ziemię. Po blacie, najwyraźniej w pogoni za orzechem, przemknął jakiś gryzoń przypominający wiewiórkę. Miał puszysty, rozwiany ogon i bardzo duże, troszkę wyłupiaste oczy. Wyciągał łapki w kierunku orzecha i wydawał z siebie dziwne odgłosy. - Idzie zlodowacenie? – zdziwił się wilk. - Nie, to chyba inna bajka. Wiewiórka zeskoczyła ze stołu i dopadła orzecha pod ścianą. Chwyciła go w łapki i… … wisząca pod sufitem lustrzana kula obracała się powoli i rzucała błyski na pomalowane na żółto ściany. Wokół okrągłego stołu, na kanapach, które wyglądały, jakby znaleziono je na śmietniku, siedzieli ludzie, którzy wydali się Wróżce dziwnie znajomi, choć przysięgłaby, że nig

Mountjoy Square 271

Obraz
Dla moich przyjaciół za to, że są. Dobry wieczór, nieznajoma. Nie zatrzymasz się? Oczywiście, że się zatrzymasz. Odwrócisz, spojrzysz na mnie, ale zachowasz dystans. Masz może papierosa? A ogień? A jednak. Palenie zabija, wiesz o tym. Tak, nie sposób nie zauważyć napisów zajmujących jedną trzecią pudełka. Czemu kupujesz małe paczki? Chcesz rzucić? Nie, ja już dawno zrezygnowałem z rzucania palenia. To chyba jedyna przyjemność, jaka mi w życiu pozostała. Jasne, że żartuję. Co tu robię? Czekam. Nie wiem, czy długo, nie mam zegarka. Ile to dla ciebie jest długo? A, no tak. A miesiąc albo rok? Tak, wiem, że to zależy, na co się czeka. Wieje i jest zimno, zgadza się. Ale widzisz, mam długi ciepły płaszcz z głębokimi kieszeniami, można schować ręce, można postawić kołnierz. Spieszysz się? Nie? Dokąd idziesz? Do znajomych? Mieszkają po drugiej stronie skweru, jasne. Skąd jesteś? Ach, no tak. Podobno przez ostatnie pół roku przyjechało was tutaj pięćdziesiąt tysięcy. Gdzie nie wejdziesz, tam

Kreacje Mikołajka

Dedykowane (znowu) naszym dzieciom i tym, którzy będą je uczyć Szkolny psycholog siedział za biurkiem i patrzył na rysunek, który kilka minut wcześniej przyniosła zaaferowana nauczycielka klasy trzeciej c. Nauczycielka, młoda dziewczyna w za krótkiej spódniczce, stała przy drzwiach i wyłamywała sobie palce. Psycholog zmarszczył brwi. - Ja naprawdę nie wiem, co o tym myśleć – powiedziała nauczycielka drżącym głosem. – Ten dzieciak zaczyna mnie niepokoić. To nie jest pierwszy taki przypadek. Zaczęło się od tego opowiadania, które tydzień temu kazałam napisać. “Jak spędziłem wakacje”. Czytałeś je? - Nie zdążyłem – przyznał się psycholog. – Miałem trochę problemów z dziewczynką z pierwszej a, taką wysoką czarną z warkoczykami. Każde zdanie nauczyciela kwitowała słowami “Wcale nie, moja mama mówiła, że to jest postkolonialna antropologia naiwna i nijak się to ma do relatywizmu kulturowego, który powinien pan stosować, skoro w piętnastoosobowej klasie mamy troje Chińczyków, jedna Wietnamkę

Fragment (4)

I hear you’ve gone and changed your name again... Leonard Cohen To był naprawdę piękny dzień. Wyrocznia wystawiła dłoń przez uchylona szybę i łapała wiatr w palce. - Ile razy możesz zmieniać imię? – zapytała ją kilka dni wcześniej Leonida. Siedziały razem na murku przy nadmorskim bulwarze i patrzyły na Morze Śródziemne, rozbijające się na plaży. - Aż do skutku – odparła Wyrocznia. – Niektórym wystarcza jedno, nadane w chwili narodzin albo jeszcze wcześniej, albo trochę później. Mnie nie. Nie nadano mi właściwego imienia. Leona parsknęła. - Przydomek nie jest imieniem – powiedziała Wyrocznia. Ile miałam już imion? zastanawiała się teraz, jadąc zatłoczoną ulicą w stronę gór. Miasto, jego wysokie średniowieczne domy, nadmorskie bulwary, wąskie uliczki i szeroki Pasaż Łaski zostawały poza nią. Zostawiała w nim imię, którego używała. Nowe miasto, nowi ludzie. Nowe imię.

The Antiques Dealer

The young man took a black, big pen in his hand, and held it between his thumb and forefinger for a a while, just watching it with admiration. The demon in turn watched the young man; all the emotions that flickered through his face like in a colourful caleidoscope: curiosity when he put the cap off, hope and expectation while putting the broad nib to paper, and finally sheer joy when the ink started to flow in smooth, wide and perfectly blue lines. The demon liked human emotions. What a marvel, the demon read the letters that were forming, upside down, and smiled a little. "It's absolutely perfect," said the young man. He put the cap back reluctantly and laid the pen back on the table; clearly the idea of parting with a writing instrument, which seemed crafted especially for him, was painful. The demon understood. And waited for the question. "How much do you want for it?" asked the young man. The demon reclined back into the armchair, and smiled just a trifle

Fragment (3)

Mężczyzna szedł wąską uliczką między blokami. Wieczór był ciemny i wietrzny, i jak na tę porę roku bardzo zimny. Mężczyzna postawił kołnierz marynarki i spojrzał w niebo, bezskutecznie próbując ustalić, czy zacznie padać deszcz. Potem rzucił okiem przed siebie i zamarł. Naprzeciwko niego, na środku uliczki, przykucnął kot. Kot był wielki i czarny. W półmroku jego lśniąca sierść fosforyzowała lekko; wielkie, zielone oczy paliły się wszystkimi ogniami Piekieł. Otworzył pysk i ziewnął, ukazując dwa rzędy ostrych niczym sztylety zębów; ogonem uderzał się rytmicznie po bokach i najwyraźniej szykował się do skoku. Zmrużył oczy i napiął mięśnie tylnych łap. Nagle ktoś otworzył drzwi i na kota padł snop ciepłego, jasnożółtego światła. - Truskawka! - zawołał wysoki, dziewczęcy głos. - Truskawka, do domu!

Fragment (2)

- Życie składa się ze zmarnowanych szans i zgubionych próbek perfum - powiedziała Lorca filozoficznie, gdy przeszukała już cały dom i nie znalazła małej fiolki, pieczołowicie napełnionej przez panią w Sephorze kilkoma mililitrami "Elle" Yves Saint Laurenta. To był dzień takich właśnie refleksji, listopadowej szarości za oknem, fatalnej fryzury i braku olejku pomarańczowego. A przecież to powszechnie znana prawda: życie w listopadzie bez olejku pomarańczowego jest nie do zniesienia. Chwilę później zaginiona próbka perfum odnalazła się; jak podejrzewała Lorca, była cały czas w torebce i okazała się zdecydowanie zbyt kwiatowa, banalna i bez wyrazu. Jak na listopadowe perfumy, rzecz jasna. Listopadowe perfumy, dumała Lorca, powinny być ciepłe i smaczne. Nie tak dwuznaczne, jak perfumy grudniowe, w których przez nuty cynamonu, goździków i wanilii przebija się zawsze nuta świerku, topniejącego śniegu i dymu, tylko bezwzględnie korzenne i z domieszką olejku do opalania. Żeby przywró

Trzecia Bajka

The woods are lovely, dark and deep; but I have promises to keep, And miles to go before I sleep; and miles to go before I sleep. - Robert Frost, “Stopping by woods on snowy evening” Kobieta z pustyni zamieszkała na jakiś czas w osadzie pod lasem. Zbudowała dom w pewnym oddaleniu od zabudowań, ale w zasięgu ludzkiego głosu. Słyszała śmiechy i nawoływania, szczekanie psów, stukot końskich kopyt. W nocy czasami dochodziły do niej kłótnie kochanków i płacz dzieci, które wystraszyły się własnych słów. Chodziła do studni pośrodku osady, by nabrać wody i porozmawiać ze zgromadzonymi tam kobietami; niektóre patrzyły na nią krzywo, bo nadal nosiła ubrania, do których przywykła na pustyni. Kiedyś, raz, zdjęła swoje srebrne bransolety i nie uczerniła henną powiek; w wodzie w wiadrze zobaczyła swoją twarz, obcą i dwuwymiarową, jak twarz ducha. I chociaż wcześniej żyła już wśród ludzi z gór, nie nauczyła się dobrze ich języka; miała jednak wrażenie, że kiedyś władała nim sprawniej, pewniej, nie mi

Druga Bajka

Kobieta z pustyni wróciła do domu. Dom okazał się oazą, otoczoną zeribą z róż damasceńskich, na środku wysuszonej, kamienistej pustyni. Pustynia byłą pomarańczowa i szara; o świcie rozjarzała się wszystkimi odcieniami czerwieni, a o zmierzchu była fioletowa. Kobieta lubiła siadać przed wejściem do oazy, tuż za żywopłotem, który też był szary, kiedy nie pokrywały go różowe kwiaty, i patrzeć na zmieniające się kolory. W oazie miała wszystko, czego potrzebowała: palmy daktylowe, owoce i wodę w niebieskim źródle. Sypiała w hamaku rozwieszonym między dwiema palmami, a kiedy robiło się zimno, przykrywała się utkaną z wielbłądziej wełny derką. Miecz w pochwie wisiał na drzewie, koń pasł się na trawie i biegał sam po pustyni; zastanawiała się, czy przyprowadzi kiedyś stado, z którym czasami widywała go w oddali, czy może przyłączy się do niego i odejdzie. Na razie wracał. Którejś nocy nad ranem usłyszała miauczenie; kiedy otworzyła oczy, pod hamakiem zobaczyła małego czarnego kota o pomarańczo

Pierwsza Bajka

Mężczyzna z gór poślubił kobietę z pustyni. Bardzo tego pragnął. Kobieta z pustyni była bowiem zupełnie inna od tych wszystkich, które znał dotychczas: ciemnowłosa i nieprzewidywalna, o skórze spieczonej słońcem i ustach popękanych od wiatru. Nosiła się z dumą, a na jej przegubach pobrzękiwały złote bransolety. Kobieta z pustyni poślubiła mężczyznę z gór dla wody. W jej stronach od lat panowała susza tak wielka, że nawet źródła, które biły zawsze, wyschły; nieraz zdarzało się, że prowadziła swoje wielbłądy od oazy do oazy i w każdej studni napotykała tylko piasek i solfugi. On opowiadał o krainie, w której codziennie pada deszcz, a skały pokryte są śliskim mchem, a nie wypalone żarem słońca; o wiecznie zielonych lasach i jeziorach, w których żyją potwory. Kobieta pomyślała, że może tam wreszcie przestanie słyszeć śpiew ruchomych piasków. Ruchome piaski, zwodnicze i niebezpieczne, podpełzały czasami pod namiot kobiety i śpiewały cicho, opowiadając o rzeczach, które nigdy nie mogły się w

Rose in his teeth

Nie będę miał domku z ogródkiem. To właśnie jej powiedziałem. Mojej Jane. Właściwie wywrzeszczałem, kiedy zapytała mnie, jakie mam plany na przyszłość. Co chcę robić. Do cholery, dodała. Wrzasnąłem więc „NIE BĘDĘ MIAŁ DOMKU Z OGRÓDKIEM!” i założę się, że usłyszeli to ludzie z bloków na Sześćdziesiątej Czwartej Zachodniej. O ile tam w ogóle są bloki. To było upalne, lepkie lato; przyjechaliśmy właśnie do Nowego Jorku, jak zwykle we trójkę: Jane, neurotyczny Żyd z depresją i ja. Żyd miał na imię Leonard i był moim najlepszym przyjacielem. Wyjechaliśmy we trójkę z Montrealu: Leonard zostawił tam właśnie żonę i pół tuzina kochanek i, oszołomiony możliwościami, jakie dawały trzy akordy, których nauczyła go ta blond Amerykanka na Hydrze, ta, którą mąż porzucił dal jakiejś Greczynki, postanowił zostać pieśniarzem. Jak Bob Dylan. Jane prorokowała, że będzie lepszy od Dylana: Leonard przynajmniej był przystojny. Według niej. Wynajęliśmy jakieś zatęchłe mieszkanko przy ulicy, której numeru nigdy

Fragment (1)

- Wiesz - powiedziała Margot - Zastanawiam się, czy Izolda i Ginewra też sobie powtarzały, że to nic, poboli i przestanie, w końcu trafi się właściwy facet, który będzie ciebie wart i będzie cię kochał tak mocno, jak ty jego. Ja sobie powtarzam i jakoś nie działa. Inni mi to powtarzają i też nie działa. Wyrocznia otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nic mądrego nie przyszło jej do głowy. Szczególnie, że zamierzała wypowiedzieć miłą, gładką formułkę w podobnym stylu: nie przejmuj się, jutro będzie lepiej, świat jest cudowny. Nie, to nie ta bajka. - Ale wiesz co? - Margot wcisnęła pięści w kieszenie płaszcza. - Izolda i Ginewra były w trochę innej sytuacji. One były zakochane z wzajemnością. Tristan i Lancelot kochali je taką namiętną, straceńczą miłością, że byli w stanie dla nich wszystko zrobić. A mnie jest najbliżej do Elaine z Astelot. - Do kogo? - Do Elaine z Astelot. Do Lady z Shalott, z tej ballady Tennysona. Loreena McKennitt napisała do niej muzykę. - Ach, do niej - mr

Urodzinowe opowiadanie dla Ostrego

Pewnego dnia nastąpił Sąd Ostateczny. Wszystko odbyło się tak, jak zaplanowano: zagrały trąby, anioły wylały różne płyny z czasz trzymanych w rękach, Czterej Jeźdźcy wyruszyli w drogę, by siać grozę, pożogę i śmierć – nic niespodziewanego. Oczywiście, ludzie zapomnieli, że powtarzano im od stuleci, że Sąd Ostateczny będzie też tym momentem, w którym jasno ujrzą wszystkie swoje uczynki, wszelkie ich konsekwencje oraz, przy okazji, zrozumieją Boski Plan. Niektórzy, na przykład, dowiedzieli się, że był w ich życiu taki moment, w którym mogli zmienić losy świata. I nastał wtedy płacz i zgrzytanie zębów. Tylko jedna kobieta dostała histerycznego ataku śmiechu. Stała, trzymała się za brzuch, dławiła niczym ryba wyciągnięta z wody, a po policzkach ciekły jej łzy. Anioł, który stał obok i trzymał w rękach zwój z zapisanym fragmentem Boskiego Planu, zmarszczył brwi. Kobieta usiadła na piasku. - Oj, nie mogę – wyjęczała. – I ty mi mówisz….ahahahaha… oj, mój brzuch, moja przepona, moja blizna… hi

Too much Sandman tampers with your head

' But how can it be' said the young man, looking nervously around. 'That there is only one writer in the whole world who seems to possess all the good ideas? And, you know, it's like that, sometimes, you dream about something really hard, you hone this idea to perfection, and just when you are about to put the pen to paper, you accidentally stumble upon your creation in his book. Or graphic novel. It is yours, you know it is, you have never told anyone about it and you are pretty damn sure you haven't read it nowhere, but here it is. In his work!. How can it even be possible?' His companion put a small piece of fish on her fork and lifted it to her mouth. She bit a morsel, chewed on it, and then shrugged. 'Oh, I thought you had it figured out for quite a time now, hon', she said. 'It's so simple. He really is Morpheus. So he knows all dreams of the humankind, even before they swim to the surface of counsciousness. He has this big web, like a giga

Też inna bajka

- O pani, jesteś cudowna, jesteś wyjątkowa, jesteś najwspanialsza na świecie i jedyna. O pani, zwróć na mnie źrenice ócz swych jak gwiazdy, a uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi - powiedział rycerz w lśniącej zbroi do Trzeciej Wróżki. Wróżka wzdrygnęła się, bo potok przemowy przypomniał jej, że poprzedniego wieczór z innymi wróżkami bawiła się naprawdę wyśmienicie. Zmrużyła oczy i zazezowała bokiem na rycerza, który stał ze słońcem, a światło odbijało się nieznośnie od jego lśniącej zbroi. Wypolerował ją chyba za pomocą szczotki ryżowej i proszku do sreber. - Wszystko ci dam - ciągnął rycerz, niezrażony ta pantominą i faktem, że Wróżka sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła tytoń i zaczęła robić skręta. - Świętego Graala... - Nie radzę - przerwała Wróżka. - Stoi u pani Whitaker na kominku, a ona go tak łatwo nie odda. - Jednorożca... - Są pod ochroną! - Jabłka Hesperyd... - Mam w sadzie całą kolonię - powiedziała Wróżka. Rycerz popatrzył na nią bezradnie. Wróżce się odbiło. P

Inna Bajka (ta ze Szczurołapem)

Dedykowana tym samym, co poprzednia - … I tego właśnie od pana oczekujemy – powiedział burmistrz, po czym uśmiechnął się szeroko, złożył ręce na wydatnym brzuchu i zakręcił młynka kciukami. Szczurołap patrzył na niego bez słowa. Siedział po drugiej stronie masywnego stołu z ciemnego dębu, na zdecydowanie za małym krześle. Rozstawił szeroko nogi, ale i tak było mu niewygodnie. Oparł flet na ramieniu i nawet nie próbował odwzajemnić uśmiechu. Burmistrz przestał się uśmiechać. Na jego okrągłą twarz, pokrytą głównie rudą brodą, powrócił, znacznie prawdziwszy, wyraz niechęci i wyższości. Szczurołap pomyślał, że burmistrz przypomina nieco świnię, aczkolwiek wolał świnie. Były zdecydowanie inteligentniejsze i sympatyczniejsze. - A jeśli nie spodobają mi się warunki pracy? – zapytał. – Czy możemy renegocjować umowę? - Panie, nie zatrudniamy pana po to, żebyś pan nosem kręcił – powiedział burmistrz z politowaniem. – Ciesz się pan, że w ogóle mamy jakąś robotę dla pana. W tej branży od wyn

Inna bajka (ta z Syzyfem)

ze specjalnymi podziękowaniami dla Kleszcza i Wojciecha Południowe słońce na spiżowym, rozpalonym niemiłosiernie niebie rozprażało ziemię tak, że Trzecia Wróżka, mimo martensów, miała wrażenie że stąpa po płycie rozgrzanej kuchenki. Do tego blask odbijał się od białych skał wokół i kluł w oczy. Zdjęła co prawda kurtkę, podwinęła nogawki dżinsów i rękawy koszuli, ale to nic nie pomogło. Spływała potem i czuła się tak, jakby język przysechł jej do podniebienia. Nie do końca pamiętała, jak się znalazła na żwirowej drodze pośród wysokich białych skał pod niebem, które zapewne bywało niebieskie, ale teraz przypominało piec hutniczy. Miało to chyba coś wspólnego z imprezą, na której było zbyt dużo młodego greckiego wina, jakaś trefna jagnięcina i dwa złote jabłka, toczące się po stole. Rozejrzała się dookoła, krzywiąc się z bólu. Ruch sprowokował bowiem stonogę w drewniakach do odtańczenia energicznej gigi gdzieś w okolicach lewej skroni wróżki. Była przekonana, że gdzieś tutaj, niedawno,