Inna Bajka (ta ze Szczurołapem)

Dedykowana tym samym, co poprzednia

- … I tego właśnie od pana oczekujemy – powiedział burmistrz, po czym uśmiechnął się szeroko, złożył ręce na wydatnym brzuchu i zakręcił młynka kciukami.
Szczurołap patrzył na niego bez słowa. Siedział po drugiej stronie masywnego stołu z ciemnego dębu, na zdecydowanie za małym krześle. Rozstawił szeroko nogi, ale i tak było mu niewygodnie. Oparł flet na ramieniu i nawet nie próbował odwzajemnić uśmiechu.
Burmistrz przestał się uśmiechać. Na jego okrągłą twarz, pokrytą głównie rudą brodą, powrócił, znacznie prawdziwszy, wyraz niechęci i wyższości. Szczurołap pomyślał, że burmistrz przypomina nieco świnię, aczkolwiek wolał świnie. Były zdecydowanie inteligentniejsze i sympatyczniejsze.
- A jeśli nie spodobają mi się warunki pracy? – zapytał. – Czy możemy renegocjować umowę?
- Panie, nie zatrudniamy pana po to, żebyś pan nosem kręcił – powiedział burmistrz z politowaniem. – Ciesz się pan, że w ogóle mamy jakąś robotę dla pana. W tej branży od wynalezienia strychniny panuje taki kryzys, że większość pana kumpli albo się przekwalifikowała, albo zdechła z głodu.
- To może użyjcie strychniny? – zasugerował Szczurołap. Burmistrz zmarszczył brwi.
- Tak się składa, że te gryzonie akurat nie wydają się gustować w strychninie – rzekł. – A poza tym nie kwestionuj pan naszej fachowości, dobra? My wiemy lepiej, czego nam potrzeba i ustaliliśmy, że w tej szczególnej sytuacji zdecydujemy się na metody tradycyjne.
- Jasne – powiedział Szczurołap. – Ile mi zapłacicie od szczura?
Burmistrz na chwilę spuścił wzrok i znów zaczął kręcić młynka kciukami.
- To nie szczury – mruknął.
- Co?
- To nie szczury! – Burmistrz podniósł głos. – To króliki!
Szczurołap znieruchomiał. Miał wrażenie, że lekko wytrzeszczył oczy, ale natychmiast się opanował. Nie zamierzał okazywać zdziwienia ani zaskoczenia. W końcu gryzoń jest gryzoń. Ale królik to jednak nie tak klasa, co szczur. Nie słyszał nigdy o królu królików, na którego składałoby się dziewięć zrośniętych ogonami osobników.
- A nie możecie ich zarazić miksomatozą i poczekać, aż same wyzdychają? – zapytał. – Ten problem wydaje się dość banalny. A ja muszę dbać o renomę zawodową.
- Na pewno świetnie płaci – powiedział burmistrz jedwabistym głosem. – I doskonale gotuje.
Szczurołap zaczął się miarowo stukać fletem po ramieniu. Lubił swój zawód. Był z niego dumny. Uważał go za pewnego rodzaju powołanie; wymagał artyzmu i poświęcenia. I zdolności. Miał kumpli po fachu, którzy zeszli na psy, dosłownie. A ponieważ takich kumpli było w każdym mieście co najmniej trzech, ludziom wydawało się, że każdy szczurołap to hycel.
Otworzył usta i miał właśnie powiedzieć, że w takim razie on pierdoli taką współpracę, wstać i wyjść, kiedy za oknem podniósł się wrzask. Burmistrz zerwał się ze swojego krzesła i truchcikiem ruszył do okna.
- Znów się zaczyna! – krzyknął falsetem. – Chodź pan zobacz!
Szczurołap wstał z krzesła i podszedł do okna. Spojrzał na rynek i nie uwierzył własnym oczom. Pomrugał bardzo szybko, zastanowił się, co pił poprzedniej nocy, przypomniał sobie, że nic, bo nie miał za co, a potem spojrzał jeszcze raz.
Po rynku na wszystkie strony świata rozpierzchali się ludzie, wrzeszcząc wniebogłosy. Za nimi pędziły niewielkie watahy małych, białych królików. Na każdego mieszczanina przypadało od trzech do siedmiu stworzonek o różowych noskach i rozkosznie puchatych uszkach i ogonkach. Biegły one niczym strzały, skakały i wpijały się zębami w pośladki uciekających ludzi. Z niektórych tyłków zwieszały się całe grona. Zwierzątka zdawały się wyskakiwać ze stojącego w rogu rynku budynku, sądząc po szyldzie, karczmy.
- Widzisz pan, widzisz? – gorączkował się burmistrz. – I tak od trzech dni!
- O kurwa – powiedział Szczurołap po chwili. A potem uśmiechnął się szeroko.
- Zajmiesz się pan tym? Zajmiesz?
- Jasne. Ale najpierw podpiszemy umowę. Z aneksem…

Trzecia Wróżka siedziała przy brudnym stoliku przy równie brudnym oknie jakiejś karczmy. Głowa łupała ją jak cholera.
- Może weź aspirynę? Ponoć pomaga na migreny – odezwał się wilk, który leżał pod stołem z pyskiem złożonym na łapach i kontemplował ogień na kominku.
- Tam od razu migreny – żachnęła się Wróżka. – Migreny miewa królowa angielska, mnie po prostu łeb napierdala.
- Jasne. Ty wiesz lepiej. Ja się nie wtrącam. Nie wtrącałem się, jak przez tydzień czułaś wszędzie zapach palonych opon. Nie wtrącałem się, jak zaczęłaś widzieć aurę, bo przecież zawsze mówiłaś, że widzisz aury. Ale jak ta aura okazała się zwyczajnym podwójnym widzeniem, to zwątpiłem. Potem dostałaś światłowstrętu, a teraz od trzech dni jęczysz, że zaraz ci lewe oko wypłynie, zęby wypadną i chce ci się rzygać. Ale nie, aspiryny nie weźmiesz.
Wróżka nie odpowiedziała, tylko wstała od stołu, zatoczyła się, złapała za lewą część twarzy i ruszyła do kontuaru. Barman nalał jej kawy.
- Kawa może wywoływać halucynacje – powiedział wilk.
- To dobrze, że zazwyczaj piję absynt – odparła Wróżka. – Jakie halucynacje?
- Nie wiem. Stada białych myszek biegających po stole?
- Zaufaj mi – powiedziała Wróżka. – Nie mam halucynacji.
Za oknem rozległy się wrzaski. Wilk stanął na tylnych łapach i wyjrzał przez brudną szybę.
- A oni znów biegają – powiedział. – Jak wczoraj i przedwczoraj o tej samej porze. Nie wiem, to chyba jakiś miejscowy zwyczaj. – Zeskoczył i podszedł do Wróżki, która nadal trzymała się za lewą połowę twarzy. – Jak się czujesz?
Wróża łypnęła na niego jednym okiem.
- Łeb mnie napierdala – odparła przez zęby. – Poza tym fantasty... Aaaaaaaaa!!!
Powietrze przeszył świdrujący, wysoki dźwięk. Wróżka miała wrażenie, że wwierca jej się w mózg przez ucho i napierdala w czaszkę od tyłu. Przeleciało jej przez głowę, że teraz wreszcie wie, jak czuje się większość ludzi, kiedy ona na nich patrzy. Przysięgła sobie, że na wszystkich, których nie lubi, będzie patrzeć dwa razy częściej i trzy razy bardziej intensywnie.
Dźwięk trwał i narastał. Był straszny i zdawał się nadciągać zewsząd. Wróżka skuliła się na krześle i zakryła uszy rękami. Nie pomogło.
Wilk przechylił łeb i zastrzygł uszami.
- Hmm… Jakie piękne, wyraziste, wysokie C… Jaka pojemność płuc…
- W dupę je sobie wsadź – jęknęła Wróżka, która poczuła, że za moment żołądek wymówi mieszkanie w ciele i wyprowadzi się do sąsiadów. Dźwięk zmienił się na jeszcze wyższy. Przed oczami zaczęły jej latać mroczki. - Nie, ja tego nie wytrzymam – wymamrotała, zerwała się z krzesła i wybiegła. Wilk ruszył za nią.
Wróżka biegła, cudem unikając wpadania na ludzi, którzy biegali po rynku we wszystkie strony. Przez moment zastanowiła się, dlaczego wszyscy nie biegną, jak ona, w kierunku tych straszliwych dźwięków, żeby jak najszybciej pozbyć się ich źródła, ale wtedy bardzo wysoka nuta wbiła jej się przez ucho prosto w najbardziej obolałą część mózgu i myśli zniknęły, wyparte przez wszechogarniającą żądzę mordu.

Szczurołap siedział na kamieniu na wzgórku tuż za główną bramą miasta i grał na flecie do zadań specjalnych. Flet był mały, niebieski i charakteryzował się wyjątkowo przenikliwym, wysokim dźwiękiem. Szczurołap uznał, że takiego natężenia irytujących bodźców nie wytrzyma nawet najbardziej zajadła horda białych, krwiożerczych królików.
Grał już od kwadransa i zaczynał się coraz bardziej niepokoić. Spodziewał się, że chwilę po tym, jak rozpoczął grę, przez bramę zaczną wybiegać pierwsze gryzonie. A tu nic. Co więcej, wrzaski z miasta zdawały się przybierać na sile. I wtedy ujrzał chmurę kurzu, zmierzającą w jego kierunku. A potem świat zawirował. Kiedy przestał wirować, zorientował się, że leży na ziemi, a na jego piersi stoi wilk.

Wróżka oparła ręce na kolanach i dyszała ciężko. Zanim zdążyła dobiec do siedzącego na kamieniu mężczyzny, wydającego z czegoś trzymanego w rękach upiorne dźwięki, i zabić go gołymi rękami, wilk wysforował się przed nią i skoczył. Teraz stał na grajku, merdał ogonem i pytał:
- A umiesz grać gigę? Umiesz? A zagrasz? To ja zatańczę!
- Zejdź z niego! – zażądała Wróżka. Wyprostowała się i znów chwyciła za lewą połowę twarzy. Wilk odwrócił się, zawiedziony.
- Ale dlaczego? – zapytał. – Ja chcę, żeby on zagrał! Chcę tańczyć!
- Jeśli on zagra jeszcze jedną nutę, zabiję was obu, a potem wskrzeszę, żeby zabić jeszcze raz – wysyczała przez zęby.
- Ona zawsze jest taka uprzejma? – zapytał mężczyzna spod wilka. – I kim wy, do cholery, jesteście?
- Ja jestem wilk – powiedział wilk. – A to jest Trzecia Wróżka. A ty? A umiesz zagrać…
- A ja jestem Szczurołap i zejdź ze mnie, do kurwy nędzy!
Wilk zlazł niechętnie. Szczurołap zaczął się podnosić. Wróżka zaczęła zadzierać głowę. Kiedy Szczurołap wyprostował się, poczuła, że coś chrupnęło jej w karku.
Ból głowy zniknął. Wróżka uśmiechnęła się szeroko, a potem spojrzała Szczurołapowi w oczy. Kiedy ten zwijał się z bólu, trzymając za potylicę, Wróżka usiadła na zwolnionym kamieniu, wyciągnęła z kieszeni kurtki tytoń i bibułki, i zaczęła skręcać pierwszego od trzech dni papierosa. Była mniej więcej w połowie, kiedy Szczurołap złapał oddech i wyprostował się. Tym razem już była przygotowana i odchyliła głowę powoli. Nie zamierzała ryzykować powrotu migreny.
Szczurołap najwyraźniej też uczył się szybko. Osłonił oczy daszkiem z dłoni. Tylko wilk nie zwracał uwagi na to, co się działo, kręcąc się miedzy nogami Szczurołapa niczym podniecony szczeniak.
- A zagrasz gigę? Zagrasz? Proszę….
- Zapłacili ci za wyprowadzenie z miasta szczurów? – zapytała Wróżka uprzejmie. Szczurołap oparł flet na ramieniu.
- Nie – odpowiedział. – Białych królików, które rzucają się mieszczanom do tyłków i wygryzają w nich dziury.
Wróżka zaciągnęła się dymem.
- Wiesz co, stary – rzekła. – Nie wiem, co palisz, pijesz, wcierasz w dziąsła albo połykasz w postaci małych ciasteczek, ale przestań. Rzuca ci się na styl odpowiedzi. Jeśli chciałeś być sarkastyczny, to nie wyszło.
- Sarkastyczny?- Szczurołap wzruszył ramionami – Akurat mi się chce. Za to ty chyba jesteś ślepa. Po mieście biega horda białych, agresywnych królików. Posłuchaj.
Wrzaski dobiegające zza murów miejskich osiągnęły crescendo, a potem się załamały, ale nie ucichły. Brzmiały tylko trochę bardziej rozpaczliwie.
- Trzy dni siedziałam w tym mieście i nie widziałam ani jednego biegającego białego królika – powiedziała Wróżka.
- Może trzeba było się przejść po rynku, a nie siedzieć w jakiejś chałupie i brać pieniądze za pokątne wróżenie z fusów…
- Siedzieliśmy w karczmie na rynku – wtrącił wilk, zanim Wróżka zdążyła otworzyć usta i wdać się w pyskówkę. Bardzo mu zależało, żeby Szczurołap zagrał gigę. Łapy go świerzbiły do tańca. – Nie było żadnych królików.
- Jak to, w karczmie i nie widzieliście? – zdziwił się Szczurołap. – Przecież one właśnie stamtąd wybiegały.
Wróżka spojrzała na wilka. Wilk spojrzał na Wróżkę. Oboje spojrzeli na Szczurołapa tym samym, pustym spojrzeniem, które mówiło: jesteś idiotą, ale my będziemy uprzejmi.
- Spędziłam w tej karczmie trzy ostatnie dni – powiedziała Wróżka powoli i łagodnie. – Miałam migrenę i piłam kawę. Cały czas. Wolałabym absynt, zwłaszcza, że wilk się martwił, że po kawie można mieć halucynacje…
Urwała. Spojrzała na wilka. Wilk odwzajemnił spojrzenie. Oboje popatrzyli na Szczurołapa. W ich oczach można było odczytać: nadal jesteś idiotą, ale będziemy na tyle uprzejmi, że przemyślimy twoje postulaty. A potem Wróżka uśmiechnęła się szeroko.
- Taaak – rzekła. – Wiesz co, to my już sobie pójdziemy.
Szczurołap podniósł brwi.
- Doprawdy? – zapytał lodowato.
- Owszem. Sądząc po natężeniu wrzasków, króliki właśnie zyskały samoświadomość i autonomię…
- A ponieważ są wytworem jej umysłu i oboje wiemy, do czego ten umysł jest zdolny, to chcemy jak najszybciej spierdalać – wyjaśnił wilk. Wróżka zamknęła oczy. Nie spodziewała się, że dla chwili tańca ten futrzak zrobi absolutnie wszystko, łącznie ze zdradzeniem przyjaciółki. – No wiesz. Przyleci burmistrz, ty oberwiesz, bo nie wywiązałeś się z umowy, a my oddalimy się tą drogą w kierunku zachodzącego słońca jakby nigdy nic…
- A skąd wiesz, że będę czekał na burmistrza? – głosem Szczurołapa można było kroić kamień.
- Wiesz co, stary, bez urazy, ale robimy w tym biznesie od lat. – odparł wilk. Wróżka otworzyła oczy. – W tej bajce jest zawsze tak samo: Szczurołap odwala robotę, za którą mają mu zapłacić z dołu, a potem czeka na burmistrza, który mu pod jakimś pretekstem nie płaci. Później następuje to, co zwykle, czyli wyprowadzenie dzieci i tak dalej. Wydaje mi się, że jesteśmy tuż po fazie pierwszej, czyli czekasz na burmistrza z kasą. Kasy nie będzie. Tym razem masz jakiś procent szans, że dlatego, że króliki zeżarły burmistrza, ale nie liczyłbym na to. Raczej przyleci tu z pogryzionym zadkiem i będzie się darł. Nie dostaniesz ani grosza. Może w przypływie samobójczej szczerości powiesz, że króliki były wytworem jej wyobraźni, więc my na wszelki wypadek oddalimy się w kierunku zachodzącego słońca. Naprawdę, bez urazy. Bardzo mi się podobało, jak grasz i chętnie bym zatańczył, ale sam rozumiesz. Szkoda, że się z nami nie zabierzesz, ale to trochę inna bajka.
Wróżka skręciła sobie jeszcze jednego papierosa, zapaliła go i uśmiechnęła się czarująco, wydmuchując dym nosem. Szczurołap odpowiedział równie czarującym uśmiechem, a potem sięgnął po leżący przy kamieniu plecak, wyjął z niego futerał, do niego flet, futerał pieczołowicie umieścił w plecaku i zarzucił sobie plecak na ramię.
- Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, że potowarzyszę wam trochę ku zachodzącemu słońcu – powiedział.
Wróżka wytrzeszczyła oczy.
- Jak to? – zapytała. – Przecież nie dokończyłeś pracy. I dzieci musisz wyprowadzić. Podobno wasza etyka zawodowa…
- W dupie to mam – rzekł Szczurołap uprzejmie. – Czy ja wyglądam na Mary, kurwa, Poppins? Tym razem wziąłem forsę z góry. Jak będziesz miła, to nawet postawię ci absynt.
Wróżka zmrużyła oczy.
- Nie bywam miła nawet za połowę królestwa – warknęła.
Wilk podskoczył i nieomal wyciął salto w powietrzu.
- Tak! Tak! Pójdziemy gdzieś, gdzie zagrasz, a ja zatańczę! Och – uradowany zaczął biegać między Trzecią Wróżką i Szczurołapem, którzy ruszyli raźno w stronę zachodzącego słońca, bo wrzaski z miasta stały się coraz głośniejsze i zdawały się zbliżać ku bramie. – To będzie początek pięknej przyjaźni!
Wróżka i Szczurołap skrzywili się jak na komendę.
- Nie do ciebie mówię – fuknął wilk ku Wróżce. – Tylko do niego. Będziemy jak inne pary bajkowych bohaterów. Pomyśl, w jakiejś innej rzeczywistości bylibyśmy ogrem i osłem!
- Kto byłby osłem? - zapytał Szczurołap
- No przecież nie ja - odpowiedział wilk - Ja jestem inteligentny, skomplikowany, mam warstwy...
- I śmierdzę – podpowiedziała Wróżka. Spojrzała przez ramię i wydłużyła krok, tak na wszelki wypadek. Wilk i Szczurołap zostali z tyłu. Do uszu doleciał jej jeszcze strzęp rozmowy:
- A ona? – odezwał się Szczurołap. – Czym byłaby ona?
- No przecież nie królewną. – Wilk nawet nie ukrywał politowania w głosie. – To zupełnie inna bajka…

Poznań, 14.01. 2009.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A completely different story

Untitled

Bajka z innej bajki