Inna bajka (ta z Syzyfem)

ze specjalnymi podziękowaniami dla Kleszcza i Wojciecha

Południowe słońce na spiżowym, rozpalonym niemiłosiernie niebie rozprażało ziemię tak, że Trzecia Wróżka, mimo martensów, miała wrażenie że stąpa po płycie rozgrzanej kuchenki. Do tego blask odbijał się od białych skał wokół i kluł w oczy. Zdjęła co prawda kurtkę, podwinęła nogawki dżinsów i rękawy koszuli, ale to nic nie pomogło. Spływała potem i czuła się tak, jakby język przysechł jej do podniebienia.
Nie do końca pamiętała, jak się znalazła na żwirowej drodze pośród wysokich białych skał pod niebem, które zapewne bywało niebieskie, ale teraz przypominało piec hutniczy. Miało to chyba coś wspólnego z imprezą, na której było zbyt dużo młodego greckiego wina, jakaś trefna jagnięcina i dwa złote jabłka, toczące się po stole.
Rozejrzała się dookoła, krzywiąc się z bólu. Ruch sprowokował bowiem stonogę w drewniakach do odtańczenia energicznej gigi gdzieś w okolicach lewej skroni wróżki. Była przekonana, że gdzieś tutaj, niedawno, widziała to, czego szukała. Istniała szansa, że nawet zostaną jej udzielone jakieś wyjaśnienia... O, tam!
W cieniu rzucanym przez spory biały głaz leżał wilk. Zwinięty w kłębek, odwrócony tyłem do wróżki demonstrował całym swoim grzbietem, że niezależnie od temperatury, otoczenia i okoliczności on właśnie strzela focha tysiąclecia.
Wróżka podeszła do głazu, wdrapała się na niego i usiadła, opierając łokcie na kolanach. Wilk łypnął ku niej nieprzyjaźnie i odwrócił się w drugą stronę.
- Nie bądź taki – powiedziała wróżka, choć nie było to proste. Język miała niczym papier ścierny. – Powiedz mi przynajmniej, co tym razem zmalowałam.
Wilk podniósł pysk i załypał na nią gniewnie jednym żółtym ślepiem.
- Zacznijmy od tego – zawarczał – że zawlokłaś mnie na imprezę na jakąś cholerną górę. Powiedziałaś, że zawsze się tam świetnie bawisz, bo oni są wyluzowani i nieskrępowani, a tobie po ostatnich wydarzeniach w zimnych zamkach zdecydowanie potrzeba zmiany klimatu. Jednym słowem, wbiliśmy się na cudzą bibę. Trochę tam nie pasowałaś, bo oni wszyscy latali półnago i w sandałach, a ty oczywiście poszłaś w martensach i kurtce z amerykańskiego demobilu. Super pomysł.
- O co ci chodzi? – żachnęła się wróżka. – Ja się akurat dobrze czułam.
- Potem założyłaś się z jakimś facetem o pół litra wina wypitego duszkiem, że nie zmieni się na zawołanie w łabędzia. Pół biedy, ze wychlałaś pół litra duszkiem, ale ta wielka gęś zafajdała pół stołu, łącznie z pieczenią, na którą się czaiłem.. Rzuciłaś mi na osłodę winogrono. Jedno!
Wróżka złożyła usta w ciup i uniosła brwi.
- Nic nie mów – uprzedził ją wilk. – To był dopiero początek. Okazało się, że nie tylko my się wbiliśmy na tę bibę. Przyszła jakaś panna, wyjątkowo szpetna i zielona na twarzy, i rzuciła na stół jabłko.
- Jedno? – zdziwiła się wróżka. Wilk spojrzał na nią dziwnie.
- Oczywiście, że jedno! Nie mów – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Ile widziałaś?
- Półtora – skłamała wróżka szybko, a potem doszła do wniosku, że właściwie nie skłamała, tylko powiedziała pół prawdy. – I co było dalej?
- Ta zielona panna powiedziała, że to dla najpiękniejszej, więc na jabłko rzuciło się jakichś trzech młodzieniaszków. Wtedy ty zamknęłaś jedno oko i wygłosiłaś spicz, którego początku nie usłyszałem, zajęty obserwowaniem tych facetów, bo nawet siostry Kopciuszka nie robiły takiego hałasu nad pantofelkiem, jak oni nad tym jabłkiem. W pewnym momencie zaczęli się okładać wieńcami laurowymi i wyzywać od tajskich dziwek. Mówię ci, niezły cyrk, ale wtedy usłyszałem twój głos i mnie zmroziło. Ja rozumiem, że byłaś pijana, ale jak mogłaś powiedzieć temu kolesiowi, co się wcześniej zmienił w gęś, że z tego całego burdelu to ty masz największe jaja?
Wróżka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Potem przemyślała kwestię i zamknęła je z trzaskiem.
- Koleś się trochę rozeźlił – kontynuował wilk. – Rzucił czymś nad stołem, to coś przeleciało za szczyt tej góry, jeden facecik w śmiesznym kapelusiku wychylił się, popatrzył, a potem wrócił do stołu, napił się wina i powiedział filozoficznie „Poszła w pizdu”. Ty zapytałaś: „Ja?”, bo już byłaś na tym etapie, kiedy wszystko brałaś do siebie, a on na to „Nie, Atlantyda”. Ten gąsior na to wrzasnął „Jak jesteś taka mądra, to proszę bardzo, idź rozwiązuj problemy małżeńskie mojego brata!” i następna rzecz, jaką pamiętam, to taki lecący prosto na mnie kamień...
Dalsze słowa wilka zagłuszył rumor. Z góry toczył się z wielką szybkością kawał białej skały. Minął ich, a podmuch prawie zrzucił wróżkę z głazu. Wilk przyglądał mu się chwilę .
- O, taki – rzucił. – Szósty raz tu przelatuje. W tej godzinie. Zdążyłem obliczyć, że lata dziesięć razy na godzinę, a leżę tu od siódmej rano. Zaraz zobaczysz takiego śmiesznego kolesia, który za nim biega. Przeklina na czym świat stoi i leci z górki, jakby się paliło, a potem wtacza tego kamulca z powrotem pod górę. Pot się z niego leje...
- Z kamulca?
- Nie, z kolesia. Ja was ludzi nie rozumiem. Raz się wyślizgnie, rozumiem, można się wkurzyć i zaczynać od początku. Drugi raz, no jeszcze. Ale za trzecim chyba należy zrozumieć, że to nie jest dobry pomysł i dać sobie spokój, nie? A ten nic. Zapierdala. Poza tym po drodze tutaj widziałem jednego durnia w sadzawce. Stoi pod jabłonką, po kolana w wodzie. I nic, tylko ćwiczy. Skłon, wyprost. Skłon, wyprost. Oni chyba mają obsesję kultury fizycznej.
Wróżka pokiwała głową. Zaczynała mieć straszne przeczucie. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki i ku swej ogromnej uldze namacała dwa pakieciki i zapalniczkę. Wyciągnęła tytoń i bibułki i zaczęła skręcać papierosa.
Zza zakrętu rozległo się klapanie sandałów i dyszenie. Ktoś biegł w ich kierunku. Wróżka zaciągnęła się papierosem i zrobiła daszek z dłoni, by osłonić oczy.
Na drodze pokazał się żylasty, siwy mężczyzna. Miał długą brodę, bardzo rozwinięte mięśnie ramion i pleców oraz dziwny wyraz rezygnacji na twarzy. Biegł truchtem, mrucząc do siebie:
- Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać, Zeus, ty pizdo grecka, kurwa mać...
Wróżka zaczęła skręcać drugiego papierosa. Kiedy mężczyzna ich mijał, zawołała:
- Papierosa?
Biegacz zatrzymał się i spojrzał w jej kierunku.
- A, pierdolę, nie robię – powiedział. – Jasne. Masz ognia?
Zaciągnął się głęboko, wypuścił chmurę dymu , uśmiechnął się w rozmarzeniu, po czym wyciągnął rękę.
- Jestem Syzyf – przedstawił się.
- Wróżka – powiedziała wróżka.
- Wilk – dodał wilk.
- Wy tu za co?
- Za jej głupotę – wyrwało się wilkowi, zanim wróżka zdążyła go kopnąć w żebra.
Syzyf pokiwał głową.
- Jak zwykle, kobieta namiesza, a ty potem cierp, człowieku.
Wróżka podrapała się po nosie. Już nie miała żadnych wątpliwości. Co gorsza, przypomniało jej się, dlaczego znaleźli się na tej kamienistej pustyni pod spiżowym, rozżarzonym niebem. Za cholerę nie widziała żadnego wyjścia z sytuacji.
- Zresztą – ciągnął Syzyf. – Całe to miejsce wygląda tak przez babę. Rozumiecie, pół roku da się tu wytrzymać. Deszczyk, trawka, kamień się nie wysuwa, pół roku laby, bo leży sobie bydlak na szczycie, wkopany w miękką glebę, ja z Tantalem w jego sadzawce ryby łowimy, Hades do rany przyłóż, mówię wam, marzenie, nie szef, a potem... ech... szkoda gadać.
- Nic nie rozumiem – powiedział wilk.
Wróżka postukała się paznokciem kciuka w przednie zęby i postanowiła dla odmiany nic nie mówić.
- Jak to? – zdziwił się Syzyf. – No wiesz, szef ma żonę. Śliczna dzierlatka, co prawda młoda i głupia jak koza, ale za to strasznie napalona. Problem polega na tym, że dziewuszka pół roku mieszka z mamusią. On ją prosi, przekonuje, dziewuszka we łzach za każdym razem, kiedy musi wracać do mamusi, ale mamusia to kawał zołzy. A do tego jakaś przyjezdna. Rozumiecie, w pewnym momencie pojawiła się na Olimpie i mówi, to ja jestem ta od plonów, Demeter. Wcześniej mieszkałam trochę dalej na południowym wschodzie, ale teraz postanowiłam się przeprowadzić, bo te plemiona, co to mnie czciły, dostały jakiegoś pierdolca, chyba im czterdzieści lat na pustyni zaszkodziło, i czczą jakiegoś brodatego wariata, który ma taką paranoję, że nie pozwala wymawiać swojego imienia na głos. Ja rozumiem, że to za pięć tysięcy lat zaprocentuje i będzie miał najlepsze służby wywiadowcze na świecie, ale to wszystko wynika z tego, że dawno baby nie miał. Która by go zresztą chciała, powiedziała Demeter i zamieszkała na Olimpie. Ale jak się dowiedziała, że Hades romansuje z jej córką to się zrobiło takie piekło, że tutaj mamy kurort wypoczynkowy. Istna żydowska matka. Biedny szef. Musiał iść na ugodę i teraz zapierdalamy jak takie mrówki...
Wróżka skręciła dwa papierosy i podała jednego Syzyfowi. Drugim zaciągnęła się tak, że od razu wypaliła połowę. Wilk już nie leżał, tylko siedział i wpatrywał się w nią z szyderstwem w oczach.
- Dobra, co ja tu będę wam głowę zawracał – powiedział Syzyf parę minut później. – Wiesz co, daj tylko jeszcze jednego skręta, to w drodze po kamień wstąpię do Tantala, niech ma chłopak coś z życia.
Kiedy zniknął za kolejnym zakrętem, wilk spojrzał na wróżkę.
- No? – rzekł.
- Co no? – zapytała wróżka, przyjmując pozycję obronną. Wilk prychnął.
- Na pewno miałaś jakiś genialny pomysł, pani terapeutko małżeńska. Ja bym go chciał usłyszeć, zanim mi się futro sfajczy- powiedział. Wróżka westchnęła.
- Owszem, miałam – przyznała smętnie. – Ale niestety go nie pamiętam.
- No tak – powiedział wilk po chwili. Nie był w stanie zdobyć się na żaden inny komentarz.
- Ale wiesz co? Mam inny pomysł. Przejdziemy się do tej sadzawki Tantala, a po drodze może coś wymyślimy…

* * *

Sala tronowa Hadesa była spiżowa, mroczna, zimna i pusta. Na środku stał tron, który wyglądał, jakby zaprojektował go bardzo pijany kataloński rzeźbiarz za fascynowany stonogami. Gdyby nie okazało się, że w sadzawce Tantala płynie nie woda, a metaxa, pewnie porzygałaby się Hadesowi prosto na sandały.
Na tronie siedział Hades. Nie wyglądał na władcę Piekieł; garbił się i opierał głowę na dłoniach, a łokcie na kolanach. Miał brudne włosy i potarganą brodę, a kiedy podniósł wzrok, by zobaczyć, kto wchodzi, okazało się, że jego oczy są przekrwione. Zaraz jednak spuścił wzrok i dalej wpatrywał się w podłogę. U stóp tronu leżał trzygłowy pies, który na widok wilka i Wróżki ledwie pomachał ogonem.
Wróżka i wilk popatrzyli na siebie.
- Czego? – zapytał Hades.
- Wódki? – odpowiedziała Wróżka równie uprzejmie.
- Nie mam – mruknął Hades.
- To nie było pytanie o to, czy masz, tylko o to, czy się napijesz – sprecyzowała Wróżka. Hades podniósł wzrok na dłużej i łypnął na nią równie podejrzliwie, jak wilk kilka godzin wcześniej. – Napijesz się – zdecydowała i sięgnęła po piersiówkę, którą napełniła w sadzawce. – Mamy do ciebie taką prośbę. Wypuść nas stąd.
Hades parsknął.
- Chyba cię pogięło – powiedział i łyknął z podanej mu piersiówki. – Ostatnio jeden taki tu przyszedł, żeby mu żonę oddać. Eurydykę. Facet zaczął grać na lirze i śpiewać. Wiesz, z całym należnym twoim zdolnościom albo ich brakowi szacunkiem, nie umywasz się do niego. Ja płakałem. Żona płakała. Harpie płakały. Oddaliśmy mu tę żonę, byle tylko przestał śpiewać. W sumie wszystko bym mu oddał, nawet dał mu dupy, choćby własnej, żeby się zamknął. A poza tym – spojrzał nad głową Trzeciej Wróżki – Panie Łaskawe cię chyba lubią. Przyleciały tu wszystkie, a żadna nie rzuciła się na ciebie z pazurami.
Wróżka obejrzała się i zmartwiała. Za nią, w równym szeregu, stało stado harpii. Nie wyglądały ani na panie, ani na łaskawe, tylko na bardzo brudne, brzydkie i wściekłe postacie mitologiczne, gotowe rozszarpać każdego, kto stanie im na drodze.
- Szefie – powiedziała największa z nich. – Mamy problem. Mówi, że nazywa się Herakles i przyszedł po Cerbera.
Hades wzruszył ramionami.
- To nie mój problem – odparł. – Tylko wasz. To wy tu pilnujecie.
Harpia uśmiechnęła się krzywo.
- Szefie – mruknęła. – Sorry. Ale ja drugi raz temu kolesiowi pod łuk nie wejdę. My, w przeciwieństwie do ciebie, jesteśmy inteligentne i uczymy się na własnych błędach. Nam jedno spotkanie z nim wystarczy. Ty nam, z całym należnym szacunkiem, zdecydowanie za mało płacisz, żebyśmy zdecydowały się na pracę w takich warunkach. Nie nasz cyrk, nie nasze małpy. Radź sobie sam. – Po czym odwróciła się, dała znak innym i całe stado wzbiło się w powietrze i odleciało.
Hades opadł ciężko na tron i krył twarz w dłoniach.
- O ja nieszczęśliwy – jęknął. – Co ja takiego zrobiłem, no co? Czym sobie na to zasłużyłem? Dlaczego wszystkie nieszczęścia muszą spadać na moją biedną głowę? A ja po prostu chciałem być szczęśliwy! Chciałem mieć dom, rodzinę i psa! Moja żona mnie nie kocha, mój pies ode mnie ucieka, wszyscy mnie zostawiają… Au! Au! Za co?
Wróżka wymierzyła mu cios martensem prosto w odsłonięte na moment oko, a potem poprawiła w ucho. Wilk siedział i drapał się za uchem, czekając na koniec przedstawienia.
- Wystarczy? – zapytała Wróżka kilka minut później. Hades pokiwał głową. – To teraz mnie posłuchaj. – Podsunęła sobie stołek i usiadła naprzeciwko tronu, po czym zaczęła niespiesznie skręcać papierosa. – Mam dla ciebie taką propozycję. Oczywiście, możesz ją odrzucić, ale wtedy ten rozrośnięty grecki mięśniak uprowadzi ci psa, a to nigdy nie jest miłe, zwłaszcza dla psa. Prawda? – wyciągnęła rękę w kierunku Cerbera. Ten pomerdał tylko ogonem i nadal kulił się pod tronem. – Ja mam coś, czego ty chcesz. Ty masz coś, czego ja chcę. Wymienimy się. Mówię jasno?
- Dość – burknął Hades.
- Plan jest taki. Wypuszczasz mnie i wilka, a my rozwiązujemy twoje problemy.
Hades wybuchnął szyderczym śmiechem. Wróżka podniosła lewą brew.
- Chcesz młotek? – zapytała.
- A po co?
- Walniesz sobie po paznokciach. Nie będziesz musiał ich malować na czarno. No i będzie dramatyczniej. Słuchasz mnie, czy mam zabrać wilka i sobie iść?
- I tak sama stąd nie wyjdziesz – burknął Hades.
- Nie? W sumie, masz rację. Poczekam na Heraklesa i pójdę z nim. Po drodze, jak zgłodniejemy, zjemy twojego psa. Wiesz, że w Chinach psie mięso jest rarytasem, a Indianie prerii…

* * *

Herakles przerzucił sobie Cerbera przez plecy i zdziwił się, że bydlak jest nie dość, że lekki, to jeszcze śmierdzi mokrym wilkiem. Zawsze mu się wydawało, że Cerber powinien ważyć tyle, co byk, śmierdzieć siarką i parzyć. A ten po prostu zwisał i śmierdział mokrym wilkiem. Ale Herakles nie należał do osób, które się wiele zastanawiały nad otaczającym je światem. Od małego mówiono mu, że nie jest zbyt inteligentny i nie powinien się wysilać intelektualnie, a raczej rozwijać swoje niezwykłe zdolności fizyczne. Właściwie było mu z tym dobrze. Chociaż dotyk futra przewieszonego przez plecy Cerbera wzbudzał w nim dziwne pragnienia i zapomniane dawno marzenia, przypominał o uśpionej niemal pasji…
- Ech… - powiedział Herakles do siebie rozmarzonym głosem. – Zatańczyłbym…

Trzecia Wróżka i Hades patrzyli za oddalającym się Heraklesem. Cerber chwilę wcześniej wypełzł zza tronu i teraz podstawiał wszystkie trzy głowy do głaskania. Wróżka dla równowagi głaskała go też po grzbiecie. Zastanowiła się przez chwilę, ile potrwa, zanim wilkowi odpadną łby dorobione z mokrej tektury. Miała nadzieję, że będzie to już za granicami Piekła.
- Pamiętasz, co ci mówiłam? – zapytała Wróżka. Hades pokiwał głową. – Nie będziesz miał z tym problemów? Wiesz co, spróbujemy jeszcze raz, a potem mnie odeślesz. Wyobraź sobie, że ja jestem twoją teściową. Co mi powiesz, jak tu będę następnym razem?
- Mamusia sprząta czy odlatuje? Bo mamusia tak z tą miotłą… A, bo bałagan jest? A, bo ja porządku nie umiem utrzymać? To wie mamusia co? To ja mamusi zostawię klucze i sam zabiorę Persefonę na wakacje. Mamusia się jednak znacznie lepiej nadaje do zarządzania Piekłem, niż ja…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A completely different story

Untitled

Bajka z innej bajki