Preludium

Mam na imię Lorca.
To nie jest moje prawdziwe imię.
Podobnie jak tożsamość, którą przybrałam, nie jest moją prawdziwą tożsamością. Jest mi potrzebna, aby opowiedzieć tę historię. Byłam taka, kiedy ta historią się toczyła i choć już jestem zupełnie kim innym, muszę powrócić do tamtej mnie, tamtych uczuć i zachowań, by zdać właściwą i pełną relację. Choć nigdy nie będzie ona pełna i właściwa, gdyż opowiadam ją z mojego punktu widzenia. Monolog w starciu z narracją polifoniczną nigdy się nie obroni.
Nie wiem nawet, czy to, co zapamiętałam, jest słuszne i właściwe. Umysł ludzki jest zawodny, a percepcja lubi płatać nam figle. Wielokrotnie się o tym przekonałam i nauczyłam pokory. Może niezbyt wielkiej. Ale na pewno większej, niż posiadałam wtedy, kiedy zaczynałam.
Kiedy toczyła się ta opowieść, byłam niewidzialna. Codziennie spotykacie wielu ludzi takich jak ja; mijacie ich na klatce schodowej, w supermarkecie, na przystanku tramwajowym; niczym nie wyróżniające się twarze, stroje, sylwetki. Nieokreślony wiek, niekiedy niezidentyfikowana płeć. Biedni, bezdomni, czasami po prostu zmęczeni życiem ludzie, którzy przyzwyczaili się do tego, że nikt ich nie zauważa. Ja nie byłam ani biedna, ani bezdomna w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo jest miejsce, które nazywam domem, a już na pewno nie zmęczona życiem. To był mój zawód. Wtapianie się w tłum. Obserwowanie. Namierzanie.
Byłam kimś w rodzaju szpiega. Dziwny zawód dla kobiety, wiem. Jeszcze dziwniejszy, kiedy powiem, że pracowałam nie dla rządu czy jakiejś organizacji, nawet nie dla międzynarodowej korporacji, choć oni również bywali naszymi klientami. Choć, może, moja agencja jest tak naprawdę jedyną prawdziwą międzynarodową korporacją, która się jeszcze liczy.
Roboczo nazwijmy ją Armią Boga. Oczywiście, jeśli czujecie się urażeni jako ateiści, buddyści lub homoseksualiści, możecie nazwać ją Armią Bogini, Sera Gruyere albo nawet Wielkiego Potwora Spaghetti. My wołaliśmy na siebie różnie, od Nieustraszonych Pogromców Wampirów poczynając, przez Egzorcystów Dnia Każdego, Buddyjskie Siły Szybkiego Reagowania, na Zakonie Żołnierzy Serca Johna Constantine’a kończąc.
Armia Boga, wiem. Anioł Gabriel zstępujący na ziemię, by rozpętać Armagedon, setki bezsensownych filmów o walce Dobra ze Złem, Raj Utracony i Arnold Schwarzenneger, który w pojedynkę morduje Lucyfera. Gdyby to było takie proste, nie bylibyśmy potrzebni. Poza tym w Armii pracują różni ludzie. Ja, na przykład, miałam za zwierzchnika wampirzycę, a moją partnerką była młoda urszulanka. Tworzyłyśmy doskonały zespół.
Ale nie to jest najważniejsze. Nie o tym chcę mówić – przynajmniej jeszcze nie teraz. To, co teraz czytasz, to opowieść o moich przyjaciołach i miejscu, które już nie istnieje. Musisz zacząć od początku, jeżeli chcesz zrozumieć koniec.
Oto Kroniki Baru Ostatniej Szansy.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A completely different story

Bajka z innej bajki

Untitled