Inna bajka (ta z siostrą)

dla Lady Margot


Trzecia Wróżka siedziała na progu swojej chatki i paliła papierosa, rozkoszując się każdą chwilą, kiedy substancje smoliste osadzały się jej w płucach. Dzień chylił się ku końcowi; słońce zaszło chwilę wcześniej, ale na niebie został piękny pas czerwieni i pomarańczu. Wróżka westchnęła z ukontentowaniem. Po raz pierwszy od dawna miała święty spokój, a w perspektywie jedynie własne, wygodne łóżko i co najmniej dwanaście godzin snu. Życie nabierało uroku.

Nawet wilk wydawał się zadowolony z sytuacji. Leżał na grzbiecie pod krzakiem kaliny i spał. Jego cztery łapy poruszały się rytmicznie; Wróżka przez moment zastanowiła się, co wilk tańczył przez sen, ale doszła do wniosku, że wcale jej to nie interesowało. Jeszcze poczułaby chęć, żeby się przyłączyć, a to zakończyłoby się katastrofą. Ostatni raz, kiedy usiłowała tańczyć, stłukła jakąś starą, glinianą lampę i musiała wymyślić na poczekaniu trzy życzenia. Brzmiały one: „Stwórz nową lampę, wleź do środka i zalakuj za sobą otwór”.

Coś zaszeleściło w krzakach. Wilk zamruczał przez sen i zmylił krok. Wróżka zmarszczyła brwi. Szelest stał się głośniejszy; Wróżce wydało się, że słyszy stłumione przekleństwo po francusku. Na wszelki wypadek wstała i zgasiła papierosa. Wilk przetoczył się na bok, otworzył jedno oko, łypnął na wchodzącą na polanę postać…

…i jednym skokiem znalazł się na plecach Wróżki, wczepiając się w nią wszystkimi łapami i pazurami. Wróżce wydało się, że ma ich co najmniej sto.

- Złaź ze mnie natychmiast! – fuknęła, próbując go zrzucić.

- Wampir, wampir! – skamlał przerażony wilk, który robił wszystko, żeby schować się Wróżce do tylnej kieszeni dżinsów. – Wampir!

Szczupła, wysoka, długowłosa i bardzo piękna kobieta, która stanęła z założonymi ramionami przed chatką Wróżki, uniosła jedną, idealną brew.

- Ja pierdolę, złaź ze mnie, ty sierściuchu jebany!

- A ty jak zwykle przeklinasz jak szewc – powiedziała nieznajoma melodyjnym głosem. – I wyglądasz jak garkotłuk. Nawet Kopciuszek ma więcej klasy od ciebie.

- W dupie mam tę głupią dziwkę… Złaź, cholero jedna włochata! – Trzeciej Wróżce udało się wreszcie zrzucić wilka ze swoich pleców. Ze złością popatrzyła na rozdartą kurtkę. – Czy ty naprawdę myślisz, że ja mam takich kurtek na pęczki? Wiesz, jak trudno było taką znaleźć?

Wilk usiłował wpełznąć pod próg.

- A towarzystwo, w którym się obracasz, jak zwykle pozostawia wiele do życzenia – powiedziała nieznajoma lodowato. – Nie życzę sobie pcheł w moim futrze.

Wróżka spojrzała wreszcie na gościa.

- Też mi futro, sztuczne – odrzekła równie lodowatym tonem.

- Ale za to od Stelli McCartney.

- Może być z samego Paula McCartneya i reszty Beatlesów, mnie to różnicy nie robi. Czego chcesz?

Wilk porzucił próg i schował się pod ławeczkę stojącą pod ścianą chatki. Wystawał mu tylko ogon.

Nieznajoma wyjęła z pikowanej torebki na łańcuszku biały kartonik i rzuciła Wróżce. Ta złapała go w locie. Przeczytała i skrzywiła się, jakby napiła się octu.

- Mowy nie ma – rzekła. – Nie idę na żaden bal. A już szczególnie z tobą.

- Musisz! – syknęła nieznajoma, obnażając perfekcyjne, ostre kły.

- O nie, moja droga. Nic nie muszę. Mogę co najwyżej…

- Musisz mi pomóc! – W głosie nieznajomej zabrzmiały nuty histerii i stali jednocześnie. Wróżka skrzywiła się i pomasowała ucho.

- … chcieć – dokończyła. – A niby dlaczego muszę? – spytała raczej pro forma i bez przekonania, bo znała odpowiedź.

- Bo jesteś moją siostrą!

Wilk pod ławeczką znieruchomiał, po czym padł na bok. Wróżka wzruszyła ramionami i wyciągnęła go za ogon przed chatkę.

- No widzisz, młoda, czego narobiłaś – powiedziała z wyrzutem. – Wiesz, jak trudno się psowate cuci? Masz ochotę zrobić mu oddychanie usta-usta? Bo ja nie.

- Ja tym bardziej nie – Wampirzyca pochyliła się nad wilkiem. Wróżka kichnęła, bo od mocnego zapachu perfum zakręciło się jej w nosie.

- Wiesz co, pochyl się nad nim bardziej – zaproponowała. – Twoje perfumy działają lepiej niż sole trzeźwiące.

Wampirzyca rzuciła jej spojrzenie, które mogłoby zamordować wołu. Na Wróżce nie zrobiło wrażenia. Zmierzyła siostrę podobnym i w oku jej coś podejrzanie błysnęło.

- Jeśli chcesz, żebym w ogóle rozmawiała z tobą o twoich zachciankach, otrzeźwij mi wilka – zażądała. Wampirzyca zasyczała, odsłaniając kły, ale ukucnęła nad wilkiem. Obrzydzenie, promieniujące z całego jej ciała, można było pakować do butelek i sprzedawać jako środek wymiotny.

Wilk kichnął potężnie i otworzył oczy. Ujrzał nad sobą wampirzycę, zaskamlał cichutko i odsłonił gardło.

- Nie jadam dziczyzny – fuknęła wampirzyca. – Gwoli ścisłości, nie jadam zwierząt.

- Wegetarianka? – ucieszył się wilk. Wróżka zachichotała.

- Można to tak określić – Wampirzyca strzepnęła niewidoczny pyłek ze spódnicy i zwróciła się do siostry: - To teraz porozmawiaj ze mną.

- Czyli tłumacząc z wampirzego na ludzki „Posłuchaj mnie i zrób, czego chcę”, tak?

- Dokładnie tak. Otóż – Wampirzyca spojrzała na ławeczkę, wyjęła białą chusteczkę, wytarła nią starannie siedzisko, po czym usiadła. – Jakiś czas temu spotkałam wreszcie mojego idealnego wampirzego księcia.

Wróżka zastanowiła się, czy powinna pogratulować. Po namyśle uznała, że nie jest aż taką hipokrytką. Znała swoją siostrę za dobrze i współczuła jej wybrakowi – nawet jeśli był wampirem. Wampirzyca syknęła. Wróżka poniewczasie przypomniała sobie, że nie powinna za głośno myśleć.

- Jestem szczera, o co ci chodzi? – żachnęła się. – Poza tym won z mojej głowy. Jeśli będziesz czytać mi w myślach albo próbować mną manipulować, bardzo się zdenerwuję.

- Tak bardzo, jak ostatnim razem? – W głosie wampirzycy zabrzmiała nutka szacunku.

- A co było ostatnim razem? – zainteresował się wilk. Wampirzyca i Wróżka patrzyły sobie w oczy nad jego głową; powietrze stało się nagle tak gęste, że można je było kroić toporem.

- Rzuciła zaklęcie na moje najlepsze czerwone szpilki od Prady – powiedziała wampirzyca. Wróżka uśmiechnęła się półgębkiem. – Poszłam w tango. To miało klasę.

- Wiem – odparła Wróżka beztrosko. – Zastanawiałam się wtedy nad spaleniem twojej szafy z ubraniami z tobą w środku, ale przypomniałam sobie w ostatniej chwili, że jest w niej przejście do innego świata, bo inaczej nie pomieściłaby tych wszystkich ciuchów. I co z tym księciem?

- Jego poprzednia baba, widząc, jacy jesteśmy idealnie szczęśliwi, rzuciła na niego czar i on do niej wrócił. Musisz mi pomóc go odzyskać.

Wróżka przez chwilę przetrawiała to, co usłyszała.

- Czy ja ci całe życie nie powtarzałam przypadkiem, żebyś nie tykała żonatych? – zapytała w końcu głosem niczym jedwab. – I co?

- On nie jest żonaty – syknęła wampirzyca. – Nie ma też sinej brody, co mi zaraz zaczniesz sugerować. Mówię ci, jego poprzednia rzuciła na niego urok. Chociaż raz w życiu mnie posłuchaj, co? Miej do mnie odrobinę elementarnego zaufania! Jestem twoją siostrą!

Wróżka wykrzywiła wargi w kiepskiej imitacji uśmiechu.

- Prawie udało mi się o tym zapomnieć. A może to nie urok, co? Tylko tak zwana prawdziwa miłość?

Wampirzyca otwarła usta, po czym podbródek zaczął jej drżeć, a w oczach stanęły łzy. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się żałośnie. Wróżka zamknęła oczy, policzyła do dziesięciu, a potem otworzyła oczy, przeklinając się w duchu za niekonsekwencję i słabość charakteru. Wampirzyca nadal szlochała. Szczupłe ramiona trzęsły jej się pod czarną sukienką. Wróżka już miała powiedzieć, że na nią takie sztuczki nie działają, bo może i nosi spodnie, ale jest w stu procentach heteroseksualna, kiedy jej siostra wydmuchała nos. Bulgot, jaki z siebie wydała przy tej czynności, był bardzo nieelegancki. Wróżka westchnęła ciężko i weszła do chatki, żeby zaparzyć świetlik i melisę dla siostry oraz kawę dla siebie. Coś jej mówiło, że to będzie długa noc.

Kwadrans później wampirzyca leżała na łóżku z okładami na zapuchniętych do cna oczach. Nos miała dwa razy większy niż normalnie, a na policzkach dekolcie czerwone plamy. Wróżka siedziała w fotelu i paliła papierosa, obracając w palcach zaproszenie na bal w pobliskim pałacu. Odłożyła je na stolik i westchnęła.

- Nie mogę tam iść – powiedziała z satysfakcją. – Nie mam się w co ubrać. Mam trzy pary dżinsów, martensy, trampki i jedną spódnicę, ale wątpię, żeby się nadała. Mam też dwie kurtki z amerykańskiego demobilu i jedną puchówkę. Oraz, gwoli ścisłości, sporo swetrów. O ile ten bal nie jest balem przebierańców, nie ma szans, żeby mnie wpuścili.

Wampirzyca wzruszyła ramionami.

- Zadbałab o to – mruknęła. – Bab że szobą waliszkę z ciuchabi. I drugą sz koszbetykabi. Przydadzą ci się.

Pół godziny później Wróżka zrezygnowała z prób oporu. Walizka okazała się kufrem, który zajmował dwie trzecie chatki. Wampirzyca, odświeżona, choć nadal lekko zapuchnięta i zaczerwieniona, zgięła się w pół i szperała wśród zawartości.

- Te buty – powiedziała i wyprostowała się, trzymając w rękach czarne szpilki na niebotycznych obcasach. Wróżka pokręciła głową. Wampirzyca uniosła brew i pokazała siostrze krwistoczerwone podeszwy. Wróżka zapanowała nad twarzą, choć oczy jej się lekko rozszerzyły. – Wiedziałam. W końcu jesteś moją siostrą, chociaż bardzo starannie to ukrywasz.

Wróżka przymierzyła szpilki.

- Będę mogła je zatrzymać? – zapytała.

Wampirzyca odwróciła się, żeby ukryć szeroki uśmiech satysfakcji. Znów zanurzyła się w kufrze i po chwili pojawiła się, trzymając w jednej ręce czarną sukienkę o zwodniczo prostym kroju, a w drugiej czarny płaszcz na czerwonej, idealnie pasującej do podeszew butów podszewce.

- Mam nadzieję, że będzie na ciebie dobra – powiedziała. – Kupiłam dwa numery większą, niż dla siebie. Nie patrz tak, na mnie to nie działa. Wiesz – dodała pojednawczo. – Ty jednak masz cycki. Chociaż w tej koszuli raczej tego nie widać. Naprawdę, jak można zatrzymać się w modzie na epoce grunge’u?

- Młoda – Wróżka poczuła, że traci cierpliwość. – Mieszkam w lesie. Jestem wróżką. Zapierdalam po bagnach uganiając się za kwiatami paproci, włażę w jakieś chaszcze, które rosną dookoła większości zamków, a poza tym i tak wyrzucają mnie z tych zamków po pięciu minutach. Naprawdę uważasz, że w sukience i szpilkach wygodnie się szoruje dupą po szutrze na podjeździe?

- Może gdybyś miała sukienkę i szpilki, nie szorowałabyś dupą po szutrze – rzekła wampirzyca słodkim, melodyjnym głosem. – Damy nikt nie ośmieli się wyrzucić.

- Dama nie pije, nie pali i nie przeklina. Nie zrezygnuję z radości życia.

- Dama, moja droga, pije, pali, przeklina i sypia z kim chce, ale robi to z klasą. Wkładaj tę kieckę. I te długie rękawiczki.

- A to niby po co?

- Żeby nie było widać twoich łokci. Ucierasz na nich marchewkę? Nie? A mogłabyś.

Wróżka uśmiechnęła się, po czym wzięła zamach i rzuciła w siostrę martensem. Wampirzyca uchyliła się zwinnie, po czym zorientowała się, że but i tak zmierzał prosto ku jej twarzy. Okuty czubek zawisł w powietrzu o cal od jej nosa.

- Wystarczy – powiedziała Wróżka spokojnie. – Zgodziłam ci się pomóc. Przestań zachowywać się jak rozwydrzony bachor i doceń to.

Wampirzyca przełknęła ślinę. Martens wyglądał, jakby zaraz miał zacząć kłapać zębami. Przysięgłaby, że między podeszwą a czubkiem posiadał ich ze czterysta.

- A uczeszesz się…? – wyszeptała.

- Nie. Ty mnie uczeszesz. Zrobisz mi też makijaż i paznokcie, bo ja nie umiem.

Półtorej godziny później wampirzyca cofnęła się, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu.

- Może być – powiedziała. – Przejrzyj się w lustrze.

Wróżka wstała i podeszła do zwierciadła w bogato zdobionej ramie.

- Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? – zapytała bez specjalnego entuzjazmu. Zapadła pełna oczekiwania cisza.

- O ja jebię – rozległ się wreszcie głęboki, męski głos ze zwierciadła. – Laska, ale z ciebie dupa.

Wróżka uśmiechnęła się i wygładziła sukienkę, obracając się przed lustrem.

- O, masz cycki – komentowało zwierciadło. – I tyłek. I nogi…

- Ja też chcę! – Wampirzyca wepchnęła się przed kryształową taflę. – A ja, zwierciadełko? A ja?

- A ty się nie odbijasz – powiedziała Wróżka z satysfakcją. – A poza tym to moje zwierciadło. Albo będzie uprzejme, albo rozbite.

- Naprawdę? - westchnęła wampirzyca, ale jednak rzuciła okiem w lustro. – O! – ucieszyła się. – Rzeczywiście magiczne zwierciadło! Odbijam się! No nie – wydęła usta. – Ale z taką fryzurą to ja nie pójdę.

Wróżka zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, żeby wygłosić bardzo zjadliwą uwagę o spóźnianiu się, wampirzyca właśnie kończyła upinanie kunsztownego koka za pomocą długich, srebrnych szpilek i sięgała po torebkę.

- Aha, zabieramy ze sobą wilka. Może nie wygląda, ale świetnie tańczy. Zawsze przyda nam się jako tajna broń dywersyjna.

- Wilk na balu wampirów? – skrzywiła się wampirzyca. – Toż to jakaś abominacja.

- Ciesz się, że nie apokalipsa. Idziemy?

Pałac, w którym odbywał się bal, otoczony był francuskim parkiem, angielskim trawnikiem, a sam zbudowany był w stylu niemieckiej rozbuchanej schizofrenii. Wróżka, która była architektoniczną purystką, zatrzymała się przy bramie, którą zdobiły greckie kolumny i uniosła brwi.

- Młoda, ja naprawdę mam nadzieję, że to nie jest pałac twojego księcia, bo jeśli tak, to ma fatalny gust i dobrze ci radzę, odpuść go sobie.

- Nie – skrzywiła się wampirzyca. – To posiadłość nowego pokolenia. – Ostatnie słowa wypowiedziała takim tonem, jakim większość ludzi oznajmia, że złapała trypra. Wróżka uniosła brew.

- Nowego pokolenia?

- Sama zobaczysz. Włażą nam w dupę przy każdej sposobności. Postanowili wydać bal z okazji zaręczyn. Są strasznymi snobami.

Przy wielkich szklanych drzwiach, prowadzących do sali oświetlonej kryształowymi żyrandolami, stało dwóch lokajów w liberiach i perukach. Wróżka i wampirzyca podały im swoje zaproszenia. Jeden z lokajów schylił się, rzucił okiem na wilka, po czym wyprostował się i rzekł:

- Would you mind leaving your dog at the kennels, madam?

Wampirzyca i Wróżka spojrzały na siebie z identycznym wyrazem twarzy.

- Teraz rozumiesz? – mruknęła wampirzyca.

-I am not a dog – rzucił wilk tonem urażonej królowej brytyjskiej. – I am a wolf!

- Ty tego z prawej, ja z lewej – syknęła Wróżka. Chwilę później lokaje zwijali się na progu, trzymając się za potylice.

W rzęsiście oświetlonej sali bankietowej stały ustawione w podkowę stoły. W głębi widać było otwarte drzwi do sali balowej, oświetlonej równie jasno. Wróżka zastanowiła się przelotnie, czy namiętność wampirów do oświetlenia, które wymagało podłączenia się do pomniejszej elektrowni atomowej wynikała z ich tęsknoty za słońcem, a potem pomyślała, że chętnie przeprowadziłaby eksperyment z zasilaniem kolektorem słonecznym. Ciekawe, czy zmagazynowana w ogniwach energia byłaby równie skuteczna, co poręczny osikowy kołek... Siostra szturchnęła ja łokciem w bok.

- Myśl ciszej – syknęła.

- Co robimy? – zaszeptała Wróżka.

- Teraz siadamy do bankietu, udajemy, że jemy, a potem będziemy tańczyć. Mój książę pojawi się o północy, razem z tą la pute foutue. Mają ogłosić zaręczyny. Il faut que nous en…

- Młoda, ja nie mówię po francusku!

- Nie możemy do tego dopuścić, bo inaczej będę nieszczęśliwa całą wieczność!

Wróżka wyobraziła to sobie, po czym w duchu przyrzekła, że zrobi wszystko, aby temu zapobiec. Wilk wślizgnął się już pod stół.

Wróżka znalazła swoje miejsce przy długim stole, po czym przerzuciła płaszcz przez oparcie krzesła i usiadła. Chwilę później obok niej usiadł jakiś mężczyzna.

Wróżka rzuciła okiem na swego towarzysza. Był młody, mroczny i blady. Miał na sobie białą koszulę z koronkowymi mankietami, rozchełstaną na piersi. Wróżka zamrugała i zastanowiła się, co piła poprzedniego wieczoru. Przypomniało jej się, że od tygodnia nie było okazji. Czując narastająca panikę, starała sobie przypomnieć, czy jadła cokolwiek, co mogło spowodować tak gwałtowne halucynacje, po czym porzuciła próby i nawiązała rozpaczliwy kontakt z siostrą, która siedziała parę krzeseł dalej.

„Młoda, co to jest, do kurwy nędzy?!”

„To jest właśnie to nowe pokolenie.”

„…”

„Ten twój pomysł z kolektorem… zaczynam się do niego przekonywać. Wiesz, jak oni błyszczą na słońcu? To jest nie do przyjęcia! Nasza społeczność nie może tolerować takich… takich…”

„Pojebów?”

„Myśl ciszej!”

Siedzący obok Wróżki mroczny młodzieniec zwrócił na nią spojrzenie swych czarnych oczu.

- Jestem Edwahd – powiedział afektowanym tonem. – A ty?

- Dla ciebie Buffy.

Młodzieniec przełknął ślinę, ukłonił się i wstał. Wróżka z westchnieniem ulgi położyła łokcie na stole, po czym sięgnęła po kieliszek z winem. Zapowiadał się długi wieczór, a ona nie zamierzała znosić go na trzeźwo. Sekundę później splunęła czerwoną cieczą na obrus.

„Sophia Melnik?! Ja pierdolę!”

„A czego się spodziewałaś? Że umieją odróżnić dobre wino od sikacza?”

Wróżka otarła usta wierzchem dłoni i sięgnęła do kieszeni płaszcza po bibułkę i tytoń. Skręciła sobie papierosa, zaciągnęła się, po czym strzepnęła popiół do kryształowej wazy z różami.

- Nie wiem, czy oni zrobili to specjalnie – powiedziała w przestrzeń. – Ale udało im się osiągnąć cel. Jestem wkurwiona.

Chwilę później zimny i mokry nos wilka dotknął jej łydki.

- Idziemy potańczyć? – zapytał wilk.

Wróżka zaczęła się podnosić, kiedy w drzwiach zaczęło się jakieś poruszenie. Spojrzała.

Do sali wchodził wysoki mężczyzna. Pod ramię trzymała go kobieta. Wróżka rzuciła okiem na siostrę, która spięła się, wyprostowała i wbiła wzrok we wchodzącego mężczyznę. Mężczyzna spojrzał na młodszą siostrę Wróżki, zamrugał i wyraźnie zmylił krok. Kobieta u jego boku podążyła za jego spojrzeniem, a zacisnęła mu rękę na ramieniu z siłą, która byłaby zdolna wycisnąć wodę z kamienia, jednocześnie wpatrując się w Młodą. Wróżka po raz pierwszy podziękowała Opatrzności, że od najmłodszych lat patrzyła na swoją siostrę wzrokiem, który wwiercał się w mózg przez oczy i napierdalał w czaszkę od tyłu, co uodporniło ją na całe życie. Rozparła się na krześle, uśmiechnęła szeroko i zaciągnęła papierosem, a potem szturchnęła wilka czubkiem szpilki.

- No? – zaszeptał wilk. Wróżka pochyliła się do niego.

- Plan jest taki…

Kiedy wchodzili do sali balowej, Wróżka usłyszała, jak jeden z instrumentów nagle zafałszował. Uśmiechnęła się pod nosem, wyprostowała i mrugnęła do siostry. Ta wzdrygnęła się.

- Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? – szepnęła i podniosła rękę do ust. Wróżka trzepnęła ją po palcach.

- Nie ogryzaj paznokci – warknęła. – To nie przystoi damie. Zniszczysz sobie kunsztowny manikiur, a potem będziesz narzekać, że nie masz czego wbijać w czyjeś plecy.

Wampirzyca syknęła.

- Cicho. – Wróżka rozejrzała się po sali. – Poradzisz sobie. Jesteś dużą dziewczynką. Zaufaj mi, co? Raz w życiu. W końcu, kurde, ja się z takich opcji utrzymuję.

- Mieszkasz w lesie, chodzisz w martensach i amerykańskiej kurtce z demobilu…! To nie najlepiej świadczy o twoich zarobkach!

- Młoda, do kurwy nędzy maci w onucach, nie irytuj mnie. Naprawdę uważasz, że moje słodkie nieróbstwo wynika z tego, że mam za mało pieniędzy?

Wampirzyca lekko się zatchnęła.

- No – powiedziała Wróżka. – Jakbyś mnie od wczoraj znała. Nie wychowałam cię na idiotkę!

Spojrzały na siebie. Wróżka uścisnęła lekko ramię siostry.

- Dasz sobie radę – szepnęła. – On naprawdę świetnie prowadzi.

- Ale ten flecista strasznie fałszuje.

- Aha – powiedziała Wróżka. - To z powodu moich gołych pleców i epokowych nóg.

- Twoja megalomania czasami mnie rozbraja.

Wróżka uśmiechnęła się. Wampirzyca wzięła głęboki wdech.

- Trzy, cztery…

Czerwone szpilki od Prady wymagały tylko lekkiego przypomnienia zaklęcia. Wilka nie trzeba było namawiać; kiedy usłyszał pierwsze takty tanga, spiął się, zrobił w miejscu taneczne pas i głęboko skłonił przez wampirzycą. Wróżka cofnęła się pod ścianę i obserwowała.

Wampirzy książę i jego wybranka tańczyli tango pośrodku sali. Tuż obok nich pojawili się wampirzyca i wilk; Wróżka z satysfakcją stwierdziła, że jej siostra rusza się znacznie lepiej, niż przyszła narzeczona księcia i nie była to jedynie kwestia czerwonych bucików. W połowie utworu wilk zakręcił się w miejscu, wpadł wampirzemu księciu pod nogi i wybił go z rytmu.

Teraz.

- Odbijany! – wrzasnął wilk radośnie, po czym skoczył, wywinął w powietrzu piruet i lądując, wbił księcia prosto w objęcia młodszej siostry Wróżki.

Narzeczona księcia zasyczała, obnażyła kły i kopnęła wilka w zad. Ten uskoczył, odbił w bok i podciął jej nogi. Młoda, wykonując skomplikowany obrót, sięgnęła do włosów i jednym ruchem wyjęła z nich szpilę, podtrzymującą misterny kok. Narzeczona księcia złapała równowagę, zawyła i rzuciła się na tańcząca parę.

Czerwone szpilki wykonały obrót na obcasach i ustawiły siostrę Wróżki frontem do nadbiegającej. Młoda wyciągnęła rękę i płynnym ruchem, nie wychodząc z obrotu, wbiła trzymaną w ręce szpilkę prosto w serce atakującej.

Na posadzkę sali balowej osypał się drobny, szary popiół. Młoda uśmiechnęła się promiennie i zakończyła obrót, zakładając partnerowi nogę na biodro. Zgromadzeni na Sali jęknęli w podziwie.

Wróżka otrzepała ręce i pogratulowała sobie w duchu, po czym wyślizgnęła się do ogrodu, zgarniając ze stołu butelkę wina. Doszła do wniosku, że nawet Sophia Melnik będzie dobra do spełnienia toastu. Chwilę później dołączył do niej wilk, niosąc w pysku jej płaszcz.

Wróżka i wilk wracali ścieżką, oświetlaną przez księżyc w pełni. Wróżka wsadziła ręce w kieszenie płaszcza i kopała czubkiem buta znaleziony na ścieżce kamyk.

- Dziwne – powiedział wilk, żeby przerwać ciszę. – Niby jesteście siostrami, a bardzo się różnicie.

- To jakaś głęboka mądrość miała być? – parsknęła Wróżka. – Bo jeśli tak, to kompletnie ci nie wyszła.

- Nie, to miało być bezpretensjonalne zagajenie konwersacji. Jako takie, uważam, wyszło mi znakomicie.

- Aha? A czym się niby różnimy, według ciebie, oprócz oczywistej kwestii, że ona jest wampirem, a ja nie?

- Podejściem do miłości, na przykład. Ona byłaby w stanie zrobić wszystko dla ukochanego, a ty… eeee… - wilk zająknął się. Wróżka patrzyła na niego spod oka. – To znaczy, zawsze mi się wydawało, że masz to po prostu w dupie, ale… eee….

- Wiesz, moja siostra zawsze marzyła o wielkiej miłości – powiedziała Wróżka. – O takiej, której zwyczajni ludzie nie potrafią doświadczyć. Pewnie dlatego została wampirem. I w końcu dostała to, czego pragnęła. Wygląda na to, że wampirzy książę zrekompensuje jej niedogodności związane z wysysaniem wieśniaków i niemożnością wychodzenia na słońce. Jak się pewnie zorientowałeś, moja siostra jest purystką. Sztuczna krew i świecenie na słońcu to nie dla niej.

- A ty? – zapytał wilk.

- Ja? – Wróżka wzruszyła ramionami. – Co ja?

- A ty nie marzysz o wielkiej miłości?

Wróżka zatrzymała się i spojrzała na księżyc.

- O rycerzu na białym koniu? – kontynuował wilk.

- Może jeszcze o królewiczu zaklętym w żabę?

- Takich już chyba nie ma, odkąd urządziłaś na Dzień Kobiet imprezę, zaprosiłaś wszystkie okoliczne królewny, a potem upiłyście się i urządziłyście w lesie wielkie polowanie z pochodniami i nagonką. Zawsze myślałem, że twoim zadaniem jest pomagać ludziom w znalezieniu właściwego partnera, a nie wybijać potencjalnych mężów co do udka.

- Naprawdę uważasz, że taki książę, co to palcem i palec stuknąć nie umie, koszuli sobie nie upierze, obiadu nie zrobi i dzieckiem się nie zajmie, jest świetnym materiałem na męża? To jakiś horror, a nie bajka. – Wróżka zatrzymała się, westchnęła i ruszyła dalej drogą.

- I nie marzysz o wielkiej miłości?

- Już nie.

- Dlaczego?

Wróżka łypnęła na wilka znad kołnierza płaszcza.

- Bo nie – odparła. - Nie bądź taki ciekawski. W naszej rodzinie to zawsze moja siostra marzyła o wielkiej miłości.

- Ale to ty ją wychowywałaś, nie? Czytałaś jej do snu, opowiadałaś bajki i takie tam? Skądś jej się to marzenie musiało wziąć. No chyba, że byłaś zawsze taką wredną zołzą jak teraz i młoda zaczęła marzyć wielkiej miłości na złość tobie. – Wróżka wykrzywiła twarz w kiepskiej imitacji uśmiechu. – E, nie, na złość tobie to akurat zostałaby księgową, a nie wampirzycą.

- Cieszę się, że tak wysoko mnie cenisz, mój drogi futrzasty przyjacielu.

- Powiedziałem coś nie tak? – zdziwił się wilk. – To po prostu czysta logika. Co się stało z twoimi marzeniami?

- Nic się nie stało – odparła Wróżka. – Ja nie mam swoich marzeń. Wróżka spełnia marzenia innych, tak ma w umowie o dzieło. Że czasami spełniam je w dziwny sposób, to zupełnie inna sprawa. To, na szczęście, też mam w umowie o dzieło. Drobnym drukiem.

- Ale nie zawsze byłaś wróżką, nie? – Czysta logika wilka okazała się nieubłagana. Wróżka westchnęła.

- Nie chcę o tym mówić – powiedziała. – I nie drąż, dobrze? Bo przestanę być miła i następnym razem zamiast na bal wampirów, gdzie przynajmniej sobie potańczyłeś, zabiorę cię na zebranie pracownicze krasnoludków.

Wilk łypnął na nią urażonym spojrzeniem, po czym postawił ogon i ruszył naprzód.

- Ej, ty, nie rozpędzaj się tak! – zawołała za nim Wróżka. – Gdzieś tutaj musimy skręcić w las, żeby dotrzeć do chatki!

- Nie skręcam w las! – fuknął wilk. – Nie słyszałaś, że jest plaga kleszczy? Od ukąszenia kleszcza można dostać zapalenia mózgu!

Wróżka oparła się o drzewo, zdjęła szpilki i wsadziła je do kieszeni płaszcza. Po namyśle zdjęła również pończochy.

- Ja już miałam – powiedziała. – Nic strasznego. Poza tym kleszcze mnie nie tykają, jestem za stara i łykowata.

- Chyba pomyliłaś kleszcze z niedźwiedziami – rzucił wilk. – Kleszcze to takie malutkie robaczki, które wkręcają się w skórę i wypijają krew, i rosną, rosną…

- Mam siostrę wampirzycę. Naprawdę sądzisz, że robi mi różnicę jakiś przysysający się robal?

Za ich plecami rozległ się świst, a potem huk. Niebo rozbłysło od sztucznych ogni. Zadarli głowy, żeby popatrzeć.

- Jakie śliczne – powiedział wilk. – I co teraz będzie?

- Jak to co? Będą żyli długo i szczęśliwie.

- A to nie zupełnie inna bajka?

- Nie – powiedziała Wróżka i uśmiechnęła się w ciemności. – To zdecydowanie ta bajka.

Poznań – Narty, marzec – lipiec 2009

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka z innej bajki

A completely different story

Untitled