Bajka z innej bajki

Dla mojego stada

Na brzegu rzeki, przez którą zamierzała się z wilkiem przeprawić, Trzecia Wróżka spotkała skorpiona.
- O, zobacz, pajęczak – ucieszyła się. Wilk spojrzał na nią dziwnie.
- Wydawało mi się, że nie lubisz tego gatunku zwierząt? – mruknął.
- Ja? Ja lubię wszystkie zwierzątka. Zobacz, jaki ma śliczny błyszczący pancerzyk.
Wilk łypnął na skorpiona podejrzliwie. Pajęczak przydreptał bliżej. Wilk cofnął się odruchowo.
- Ma paskudny kolec jadowy – zauważył.
- E tam, jaki tam kolec jadowy, zupełnie malutki. Poza tym wszystkie skorpiony mają kolce jadowe, ale nie wszystkie są śmiertelnie jadowite, słyszałeś o tym? Ukąszenie niektórych boli jak ugryzienie komara.
- Ten tutaj wygląda mi na takiego, co może zabić wołu – odparł wilk.
- No ale zobacz, jakie ma piękne szczypce, takie duże…
- Słuchaj, przestań – warknął wilk. – Jeszcze chwila, a nazwiesz go Żeluś, zabierzesz do domu i będzie spał na twojej poduszce, a wtedy ostrzegam, że ja się wyprowadzę.
- Co, zazdrosny jesteś?
- Nie, mam niską tolerancję na twoje głupie wyskoki.
Wróżka łypnęła na niego spode łba. Wilk westchnął.
- Może go po prostu zapytaj, czego chce – rzekł z rezygnacją.
- Czego chcesz? – zapytała Wróżka skorpiona.
Skorpion wygiął ogon w łuk, podniósł szczypce i zadreptał w miejscu.
- Chcę, żebyś mnie przeniosła na drugą stronę rzeki.
- A na drugim brzegu rzeki upierdolisz ją w podzięce? – warknął wilk, zanim Wróżka zdążyła się odezwać.
- Oczywiście – odparł skorpion. – Przecież jestem skorpionem. Taka moja natura.
- Wiesz, to my to musimy przedyskutować – powiedział wilk, popychając zadem Trzecią Wróżkę w kierunku rosnącego nieopodal figowca.
- Siadaj, durna pało – parsknął, kiedy już dopchnął tam zapierającą się Wróżkę. Wróżka siadła ciężko i założyła ręce na piersi, demonstrując całą sobą niezadowolenie. – Kelner! – wrzasnął wilk. – Gin z tonikiem mi tutaj, ale migiem!
Znikąd pojawił się wyprostowany kelner w idealnie białej marynarce. Z ukłonem podał Wróżce wysoką szklankę, ozdobioną plasterkiem limonki, po czym oddalił się. Wróżka jednym łykiem wypiła połowę zawartości.
- Słyszałaś, co powiedział?
- Kelner? – zasyczała Wróżka.
- Skorpion.
- No i co z tego? Teraz tak mówi, na drugim brzegu rzeki może zmienić zdanie. – Kolejnym haustem opróżniła szklankę. – Ma ładny głos. Wiesz, zasada wzajemności głosi…
- Kelner! Dwa razy więcej ginu dla tej pani!
Kelner z nieco sztywniejszym ukłonem podał Trzeciej Wróżce szklankę. Pociągnęła łyk i otrząsnęła się.
- Mocne, ścierwo – stwierdziła jakby spokojniej. – No więc, wracając do zasady wzajemności, to głosi ona, że jeśli zrobisz coś dla kogoś, to on będzie się czuł zobowiązany do oddania przysługi. Na tym buduje się kapitał relacji międzyludzkich.
- Chyba, kurwa, w innej bajce – powiedział wilk. – W tej, moja droga, mówiące zwierzęta nie kierują się zasadami obowiązującymi w plemionach pierwotnych, tylko, jak to ślicznie ujął nasz ogoniasty kolega, swoją naturą. Jak go przeniesiesz na drugą stronę rzeki, to cię tak upierdoli w podzięce swym ślicznym ogonkiem, że nie będziesz wiedziała, czy się zesrać, czy nakręcić zegarek. A kto cię będzie zbierał? Ja. Kto będzie zapierdalał do twojej ciotki po odtrutkę? Ja. Kto od niej zbierze zjebkę za to, że pozwolił ci się skorpionem bawić? Ja. Kto będzie wysłuchiwał przez cztery miesiące, że jesteś głupia i jak to bardzo skorpion naruszył twoje zaufanie?
- Ty.
- Co więcej, moja droga, jeszcze gotowa sobie jesteś wmówić, że wszystkie zwierzęta noszące wysoko zadarty ogon są niebezpieczne i trzeba im na dzień dobry sprzedać kopa z glana. A kto nosi zadarty ogon? To było pytanie retoryczne – uprzedził, zanim Wróżka zdążyła odpowiedzieć. Wróżka wzruszyła ramionami i pociągnęła kolejny łyk ginu.
- To co mam zrobić? – zapytała. – Rozdeptać? Za zabijanie mówiących zwierząt ma się nieprzyjemności. Jeszcze się do mnie ktoś przyczepi, że zachowałam się niehumanitarnie.
- No tak – zreflektował się wilk, któremu ustawa o ochronie gatunków elokwentnych znacząco poprawiła jakość życia. – Ale zostawić go tak na brzegu też nie można.
- Ano nie – Wróżka sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła bibułki i tytoń. – Bez wątpienia ktoś inny da się nabrać i on go na drugim brzegu rzeki upierdoli.
- A co cię inni obchodzą? – żachnął się wilk. Wróżka wydmuchnęła chmurę dymu i spojrzała na niego spod oka.
- Wiesz – rzekła. – Po pierwsze, pamiętam, jak złapałam odkleszczowe zapalenie mózgu. Naprawdę nie było to przyjemne i gdyby mnie ktoś wcześniej ostrzegł, żeby nie łazić pod paprotkami w kiecce na naramkach, byłabym mu wdzięczna. Po drugie, jak słusznie zauważyłeś, jak cię raz skorpion upierdoli, możesz mieć awersję do wszystkich zwierząt ogoniastych, albo co gorsza, zaczniesz gryźć każdego, kto cię o coś poprosi, tak na wszelki wypadek. Wyobraź sobie, że Dżabbersmok da się na to nabrać…
- A on i tak jest nieprzyjemny dla otoczenia. Tak z natury.
- Bo ja wiem, ja go akurat całkiem lubię… Nie jest mu łatwo, miał naprawdę paskudne życie…
- Proszę cię, Dżabbersmok się w tobie od lat kocha i próbuje cię wziąć na litość!
- No dobrze, chodziło mi o to, że nie jest mu potrzebny kolejny dowód, że życie jest niesprawiedliwe. Po trzecie, jak się taki gryzący w lesie pojawi, to prędzej czy później oczywiście trafi na mnie. I ja będę musiała z nim siedzieć i gadać. A zupełnie mi się nie chce…
Spojrzeli oboje na skorpiona, prężącego ogon i demonstrującego szczypce w blasku słońca.
- To co robimy? – zapytał wilk. Wróżka dopiła gin i popatrzyła na słońce przez denko od szklanki.
- Wiesz, chyba mam pewien pomysł…

Wilk podszedł do skorpiona.
- Słuchaj, ziom, generalnie jest taka opcja… - zaczął. Skorpion odwrócił się, by na niego spojrzeć. Trzecia Wróżka zerwała się spod figowca, trzema susami doskoczyła do pajęczaka i przykryła go pustą szklanką po ginie, po czym padła na kolana, uniosła delikatnie krawędź szklanki i wdmuchnęła tam dym ze skręta.
Skorpion poskakał chwilę, po czym odurzony osunął się na ziemię. Wróżka wkręciła szklankę w ziemię i pstryknęła palcami. Sztywny kelner podszedł i podał jej z ukłonem czarny, gruby mazak i kawał tektury na kiju. Wróżka nabazgrała coś na tekturze i wbiła kij w ziemię obok szklanki ze skorpionem.
SKORPION, głosił napis. ZWIERZĄTKO WYJĄTKOWO PŁOCHLIWE I DELIKATNE. TA SZKLANKA CHRONI GO PRZED NIEPRZYJAZNYM ŚWIATEM ZEWNĘTRZNYM. POD ŻADNYM POZOREM NIE WYPUSZCZAĆ, BO PRZERAŻONY KONTAKTEM, DO KTÓREGO NIE PRZYWYKŁ, ZROBI KRZYWDĘ.
- Taka jego natura – stwierdził filozoficznie wilk. – A teraz chodźmy gdzieś potańczyć. Całe złote popołudnie zmarnowaliśmy pod tym figowcem.

Poznań, 140510

Komentarze

  1. Bajka!:)
    Teraz już rozumiem wczorajszą koncepcję siedzenia pod figowcem. Ponieważ masz już wizję Archeoparku, to pozwolisz, że pozostanę przy brzózce. Nawet takiej całkiem solidnej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A completely different story

Untitled