Zupełnie inna inna bajka

Hanna „DeVille” Owczarzak - Gran

                                             Zupełnie inna inna bajka


   Dedykowana jednemu tylko Dziecku, w dodatku Byłemu, i już Ono samo dobrze wie, dlaczego.
   


   
   Narożna baszta z szarego wapienia była w o wiele lepszym stanie, niż reszta zamku. Stała nieco wyżej od niego, na naturalnej skalnej płycie, w której wycięto sześć szerokich stopni. Powierzchnię miały nierówną, porośniętą gdzieniegdzie mchem.
   Trzecia Wróżka siedziała na pierwszym od dołu i wytrzepywała piasek z lewego martensa. Wilk leżał na drugim i wywiesiwszy jęzor dyszał ciężko, jako że upał panował nieziemski.
   - Nie ma tu gdzieś wody? – jęknął miedzy jednym a drugim sapnięciem.
   - Nie ma – burknęła Wróżka, którą również suszyło, aczkolwiek niekoniecznie z powodu gorąca. Łupało ją też we łbie, w związku z czym nie była w najlepszym nastroju do konwersacji.
   - Po cholerę żeśmy się tu przywlekli? -  Wilk rzucił okiem w stronę wieży i  zamiótł gniewnie ogonem. – Nagle zachciało ci się zabytki zwiedzać?
   Wróżka milczała, gdyż skupiła się na  zzuwaniu drugiego martensa, w którym jakiś wyjątkowo upierdliwy kamyczek dźgał ją ostro w mały palec.
   -  Hej, mówię do ciebie! Ogłuchłaś?                                                                                                                                                  
   - Odczep się! – wrzasnęła Wróżka, zirytowana gorącem, głową, kamyczkiem i pragnieniem. – Musisz wszystko wiedzieć?
   Wilk podniósł się, spojrzał na nią z wyrzutem i położył na następnym stopniu, demonstracyjnie odwracając tyłem. Tak to jest z ludźmi, westchnął w duchu, tyle lat razem a zaufania nadal  ni za grosz. I pomyśleć, że wolę  z nią się włóczyć, niż z Costnerem tańczyć. A dobrze tańczy, skubany...
   Wróżka skończyła wreszcie porządki w obuwiu, zasznurowała je ponownie, tupnęła dwukrotnie, wstała i otrzepała spódnicę na tyłku.
   Wilk udawał realistyczną rzeźbę samego siebie .
   - Co się tak boczysz, sierściuchu? – Wróżka generalnie była dobrego serca, więc złość szybko  jej mijała. – No dalej, obróć się,  podrapię cię trochę po  karku, zanim pójdziemy do wieży.
   Wilk nadal milczał, całym sobą pokazując, jak bardzo jest urażony.
   Wróżka westchnęła i ze zrozumieniem pokiwała głową.
   - Wiesz - powiedziała półgłosem, - jest tam taka jedna rzecz, którą koniecznie i jak najszybciej muszę obejrzeć. 
   - Może znajdzie się też i jakaś woda – dodała po chwili z wahaniem.
   Wilk niespokojnie zastrzygł uszami. Ojjjjjj, niedobrze! Ona na pewno znowu szuka magicznych artefaktów! Odruchowo zjeżył sierść wzdłuż grzbietu. Ciekawe, czym to się tym razem skończy? Pożarem? Potopem? Czy tylko nagłym przelotem do zupełnie innej bajki?  
   W wodę, rzecz jasna, nie uwierzył. Z rezygnacją przymknął ślepia, odwrócił się  i dał  wyczochrać. A później, wciąż z lekka pozipujac, na niechętnych łapach, wszedł za Wróżką w chłodną ciemność baszty. 

   Jego wzrok od razu wyłowił z mroku strome, spiralne schody - drewniane, zmurszałe, bez poręczy. I to, że jedyne pomieszczenie, gdzie mogło cokolwiek być, znajdowało się na ich szczycie.
     - Czy ty wiesz, gdzie się pchasz? Jak nie masz światła, to sobie od razu odpuść      wycieczkę, bo na półpięterku jak nic nogę złamiesz, albo w ogóle na pysk zlecisz, a ja pewnie razem z tobą – poinformował Wróżkę zgryźliwie.     
   Wróżka wzruszyła ramionami i ruchem pełnym wyższości wyjęła z przepastnej kieszeni kiecki lichtarz, świecę i zapałki sztormowe. Potarła jedną z nich o mur, zapaliła świeczkę i osadziła ją w lichtarzu.
   - I jak? Wystarczy? – spytała cierpko, bo po błysku zapałki poczuła się tak, jakby za oczodołami miała stonogę, tańczącą trepaka. W sabotach.
   - Sama sprawdzisz. Ja tam i bez tego widzę. A to, co widzę, wcale mi się nie podoba. Bardzo ci zależy na tym czymś?
   - A owszem, bardzo. – Wróżka ostrożnie dotknęła stopą pierwszego stopnia, podniosła lichtarz na wysokość ramienia i popatrzyła sceptycznie w stronę sufitu.
   Świeczka zamigotała i zgasła.
   Wróżka zmacała zapałki, wyjęła jedną, potarła i ponownie zapaliła świeczkę.
   Świeczka zgasła, nie raczywszy nawet zamigotać.
   Wilk otworzył paszczę, aby coś powiedzieć, lecz Wróżka popatrzyła na niego takim wzrokiem, że czym prędzej zamknął ją z trzaskiem, poprzestając na bezgłośnym, acz wymownym, przewróceniu ślepiami. 
   Wróżka wymamrotała pod adresem producenta świeczki bardzo wyszukaną wiązankę pewnych słów i zwrotów, kompletnie nie nadających się do przytaczania na salonach, i zaczęła coś tam majstrować koło knota.
   - No, do trzech razy sztuka – stwierdziła po dłuższej chwili.
   Wilk nie wytrzymał:
   - Nie możesz po prostu powiedzieć: niech się stanie światłość?
   - Ja jestem od spełniania cudzych życzeń, nie własnych – zauważyła oschle, z nutką goryczy. – Poza tym, to kwestia  akurat nie z tej bajki.
   Świeczka zaprzestała złośliwego oporu i zapłonęła wreszcie równym, silnym płomieniem.
   Wróżka przezornie jeszcze trochę odczekała, aż ruszyła w górę, idąc blisko ściany i uważnie patrząc pod nogi. Wilk zrobił to samo. Wbrew jego obawom, po trzech kwadransach, żywi, choć z drzazgą w łapie, stłuczonym kolanem, naddartym rąbkiem i lepiąc się od pajęczyn, dotarli do komnaty na szczycie.

   Komnata była komnatą, w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, zapewne jakieś 200 lat wcześniej. Obecnie stanowiła lamus, zapchany  wszystkim do bez mała granic jej możliwości.
  Wróżka, stojąc w progu, rozpaczliwie wczepiła palce we włosy, co oznaczało po prostu, że nie ma pojęcia, od czego zacząć. Wiedziała, że ciekawiący ją przedmiot na pewno tu jest, ale o nim samym tyle tylko, iż jest szklany i płaski. Poza tym mógł być dowolnego kształtu i rozmiaru, stać, leżeć, albo stanowić część innej rzeczy.
   - Jak, do ciężkiej i niespodziewanej nędzy, znajdę w tym bajzlu coś, o czym mam tak mało danych? – spytała złym głosem otaczająca ją przestrzeń. 
   Przestrzeń, oczywiście,  nie udzieliła wyjaśnień.
   Wróżka wyjęła ręce z koafiury a wraz z nimi część pajęczyn, więc odruchowo otarła je o spódnicę.
   Wilk, węszący intensywnie w najbliższej stercie drewna, które pierwotnie stanowiło przypuszczalnie szafę gdańską trzydrzwiową z nadstawką, kichnął nagle kurzem – raz, drugi, trzeci, czwarty...
   Wróżka ocknęła się z zamyślenia, przestała postukiwać nerwowo paznokciem kciuka o dolne zęby i spojrzała w jego kierunku.
   Wilk otarł łapami załzawione ślepia i usmarkany nos, pozostawiając na nim smugę brudu.
   - Zdaje się, że wspominałaś coś o wodzie? – rozdziawił paszczę i powachlował radośnie jęzorem.
   Wróżka pytająco uniosła brwi.
   - Jest lepiej! – Wilk z zachwytu zawył w głos - jest wino, winoooooouuu!  
   - Gdzie!? – Wróżka jednym skokiem dopadła byłej, prawdopodobnie, szafy.
   - A, o tu! – Wilk odsunął pyskiem rzeźbioną deskę, dobywając na światło dzienne pięciolitrowy gąsiorek, opleciony wikliną. – Nie powiesz mi chyba, że w czymś takim przechowuje się atrament?
   - Eeee, na pewno pusty! – Wróżka ze zniechęceniem opadła na pokryty spłowiałym aksamitem fotel, z którego też zaraz omal nie poleciała na twarz, gdy nagle, z nieprzyjemnym zgrzytem, złamała się jego przednia noga. Lewa, jeśli kogoś to interesuje.
   - Wiesz co, ty  masz dziś chyba jakiś niedobry dzień – zaczął Wilk słodkim tonem. – Albo głuchniesz, albo ślepniesz... Patrz, głupia, i odpowiedz sobie sama – kto lakuje korek, jeśli w środku niczego nie ma? – dokończył jadowicie.
   - Tylko nie głupia! – powiedziała Wróżka bez przekonania, bo istotnie nie popisała się inteligencją. To wszystko przez tą pogodę, pomyślała dla usprawiedliwienia. Rozejrzała się wokół, szukając czegoś, na czym mogłaby spocząć bez obaw o utratę zdrowia, a może i życia. Na wprost zauważyła krzesełko do toaletki, dębowe, z zielonym obiciem; sprawiało wrażenie dość nowego. Na wszelki jednak wypadek obejrzała starannie każdą jego część, zanim,  z westchnieniem ulgi, w końcu usiadła.
   - Rzeczywiście, musiałam chyba chwilowo zaniewidzieć – rzekła niemrawo. – Podaj ten gąsiorek i poszukaj jakiegoś naczynia dla siebie.
   Pogrzebała w drugiej przepastnej kieszeni kiecki, wydłubała scyzoryk szwajcarski wieloczynnościowy w czerwonej oprawie z białym krzyżem, ostrzem oskrobała lak, korkociągiem wyjęła korek...
   Wilk wrócił, niosąc w zębach trochę wyszczerbioną miseczkę z chińskiej porcelany.
   - Dynastia Ming – stwierdził, stawiając ją u stóp Wróżki. – Jak już pić, to z klasą!
   W tym momencie Wróżka doznała nagłej iluminacji.
   - W jaki sposób to znalazłeś? – spytała.
- A wyniuchałem sobie – Wilk wyszczerzył kły w przekornym uśmieszku. 
   - Szkło potrafiłbyś wywęszyć?
   - Bez problemu. Szkło łatwe, ma taki suchy, zimny zapach. Dużo piasku, trochę boraksu, soda, ewentualnie barwniki – dodał. – Proste. Mam coś dla ciebie znaleźć? Tutaj? 
   - Najpierw łykniemy, potem pogadamy – Wróżka przechyliła gąsiorek, pociągnęła i  skrzywiła się okrutnie.
   - Albo bardzo wytrawne, albo zwyczajnie skwaśniało – zawyrokowała, nalewając szczodrze Wilkowi. – Spróbuj.
   - Gdy się nie ma, co się lubi, to się pije, co się ma – zauważył Wilk ze stoicyzmem, wychłeptując zawartość. -  Buuueee, chyba jednak skwaśniało. Ale nic to, na ten upał w sam raz. Dolej.

   Trzy litry i cztery godziny później Wróżka była w połowie znanego jej repertuaru pieśni biesiadnych a Wilk, zmęczony wyciem, klepał jedynie do taktu ogonem o podłogę.
   - Słuchaj– rzucił  znienacka, wcinając się Wróżce pomiędzy zwrotki, - może mi wreszcie powiesz, o co ci chodziło z tym szkłem?
   Wróżka urwała pienia i konfidencjonalnie pochyliła się w jego stronę, tuląc przy tym czule  gąsiorek.
   - Ciiii.... – przyłożyła palec do ust. – Gdzieś tutaj jest Zwierciadło Prawdy. Muszę je znaleźć. 
   Wilk uniósł łeb i tępo popatrzył przed siebie.
   - No i na co ci ono?
   Wróżka  oparła brodę na dłoni, smętnie przy tym wzdychając.
 - Kiedy byłam bardzo młodą Trzecią Wróżką, wiesz, jeszcze w terminie, jedna z tych ckliwych zołz, nie pamiętam już, Pierwsza, czy Druga, na pewnym królewskim chrzcie życzyła małemu najpiękniejszej w świecie dziewczyny za żonę. A ja naiwniutko dodałam na końcu: „ oby ci się te życzenia spełniły”. I w ten sposób wsadziłam sobie garb na plecy, bo teraz tylko i wyłącznie ja odpowiadam za realizację całości, za pieprzoną realizację... – Wróżka czknęła i przepłukała gardło. 
   – Gówniarz właśnie  dorasta – kontynuowała. - Muszę ustalić, która jest tą najpiękniejszą i doprowadzić do ślubu. Ale  przecież nie poznam ich ze sobą na ostatnią chwilę, niech mają, gołąbki, jakiś czas na narzeczeństwo! – siorbnęła nosem, rozczulona własną dobrocią i pociągnęła kolejny łyk. – Czyż nie?
   - Tak, tak – potwierdził Wilk z lekkim roztargnieniem. – A nie mogłaś po prostu ogłoszenia w Internet wrzucić, zamiast w tą pogodę lecieć pieszo przez pół kraju?
   Wróżka pokiwała przecząco głową i gąsiorkiem, właśnie znowu podnoszonym do ust.
   - Czy ty masz pojęcie, że chodzi o księcia... – tu wyszeptała imię prosto w Wilkowe ucho, od której to informacji Wilk osłupiał.
   - Poważnie? – wyjąkał,  zaskoczony.
   Wróżka dla odmiany pokiwała głową twierdząco.
   - Wiesz, ile czasu zabrałaby analiza ofert? I niby jak miałabym je oceniać? Według siebie? A co, jeśli z księciem panem mamy zupełnie różne zdania na temat piękna? Cała robota do kosza, nie? Lustro natomiast... Lustro zna tą jedyną, poprawną, odpowiedź. Krótkie, proste i stuprocentowo pewne.
   - Co racja, to racja. – Wilk wstał. – Czego więc mam szukać?
   - Szkła, pachnącego jednocześnie  rtęcią lub srebrem, bo tyle raptem wiem o naszym lusterku, że na pewno nie jest z polerowanego metalu. Dasz radę?
   Wilk przytaknął i zamyślił się.
   - Wydaje mi się... Wydaje mi się – powtórzył, - że gdzieś  pod ścianą... – urwał. – A tam, pójdę i po prostu sprawdzę.

   Wrócił po półgodzinie.
   - Możesz się ruszyć? – powiedział do przysypiającej już nieco Wróżki. – Chyba znalazłem.
   Wróżka, nie wypuszczając gąsiorka, zerwała się raźno z krzesła, gdyż nagły przypływ adrenaliny dodał jej sił.
   - I gdzie ono jest? – spytała z ożywieniem.
   - Chodź za mną – Wilk machnął ogonem i poprowadził ją przez labirynt rupieci do wschodniego okna.
   - To to? – wskazał nosem stojące obok, wąskie, wysokie tremo w ażurowej srebrnej ramie. Było zastawione niską komódką bez szuflad i po części zasłonięte podartym arrasem. Wróżka zdjęła go bardzo delikatnie, aby uniknąć tumanu kurzu, i rękawem przetarła taflę. Przyjrzała się uważnie:
   - Jeśli odpowie na pytanie...
   - No to je zadaj, zakonotuj dobrze odpowiedź i spadajmy stąd piorunem. Dzień się kończy, droga przed nami trudna i długa, a ja wolałbym nie tu stawać noclegiem.
   - Ba.... Tyle, że na razie  nie wiem, jak je sformułować.
   - Nie wiesz? – zdziwił się Wilk. – Ty nie wiesz?
   - Zauważ, że to nie moja, a zupełnie inna bajka. Muszę chwilę pomyśleć – oparła się o najbliższy przedmiot, którym był fragment granitowej kolumny ze śladami po kulach, i próbowała skupić. Z marnym, niestety, skutkiem.
   - To na nic, we łbie mi się za bardzo kręci – skrzywiła wargi. – Trzeba będzie metodą prób i błędów.
   Oderwała się od podpory i stanęła na wprost lustra.
   - Podaj mi dane najpiękniejszej na świecie dziewczyny – powiedziała do tafli.
   Lustro kamiennie milczało.
   Wróżka powtórzyła pytanie, dodając na końcu słowo „proszę”, podobno magiczne.
   Efekt był taki sam.
   - Może powinnaś odsłonić je w całości i dokładniej odkurzyć? – wtrącił się Wilk.
   Wróżka przepchnęła na bok komódkę, znalazła w kieszeni średnio świeżą, ale dość dużą, chusteczkę, zwilżyła ją winem i starannie wytarła lustro, łącznie z ramą. Jednakże kolejne pytanie, zadane jeszcze uprzejmiej i z doprecyzowaniem, że chodzi o osobę płci żeńskiej stanu wolnego, pozostało, jak poprzednie, bez odpowiedzi. Wróżkę ogarnęło zniechęcenie. Przysiadła na parapecie okna, obejmując dłońmi głowę.
   - Słuchaj, Wilku, czy to aby na pewno jedyne lustro w tej komnacie?
   - W meblach znalazłem jeszcze dwa, ale popękane i prawie bez podlewy. A tam, na środku, leżą jakieś potłuczone resztki, obok szuflady luzem. Całe i, jakby tu powiedzieć? wolnostojące?,  jest tylko ono.
   - Zatem musi być tym właściwym. O ile wiem, w kawałkach nie działają, pęknięcie unicestwia moc.  Masz może pomysł, jak je podejść, aby zaczęło gadać? 
   Wilk podrapał się tylną łapą za uchem.
   - Zatańczyć i zaśpiewać? – rzekł w końcu pytająco.
   Wróżka popatrzyła nań z niesmakiem:
   - A tak, na pewno bardzo pomoże, jak zaraz wytniemy tu wspólnie pas de deux i zanucimy, na przykład, kołysankę.
   - O!? A znasz jakąś? – Wilk pozwolił sobie na odrobinę uszczypliwości.
   Wróżka popukała się znacząco palcem w czoło.
   - Chyba cię pogięło. Nie kpij, tylko kombinuj dalej.
   - Ale ja serio mówiłem! – zaperzył się Wilk. – Przecież mogłabyś  zafristajlować?
   Wróżka westchnęła ciężko. Faktycznie, mogłaby, a skoro tak, dlaczego nie miałaby wypróbować i tej metody? Stanęła więc znowu przed lustrem, podskoczyła kilka razy w niezbyt zgrabnej imitacji kankana i wyskandowała następną wersję pytania.
   Lustro okazało zero reakcji.
   - Cholery  zaraz dostanę – wymamrotała Wróżka pod nosem. – Jak tak dalej będzie, to ten Internet istotnie mam jak w banku, psiakość. 
   Wilk ziewnął rozgłośnie i przewrócił się na grzbiet.
   - Właśnie przyszło mi na myśl, że może ono z tych dyskretnych, co to nie opowiadają o innych.
   Wróżka zmarszczyła brwi:
   -  To znaczy?   
   - To znaczy, że chyba powinnaś  zapytać  o siebie,  bo wtedy w odpowiedzi najprawdopodobniej znajdzie się wreszcie ta właściwa informacja. Wiesz, na zasadzie zaprzeczenia.

   Wróżka zastanowiła się. Istotnie, nowa koncepcja  wyglądała sensownie i mogła okazać się skuteczna. Szybko przeanalizowała  wszystkie dotychczas stawiane pytania, wybrała jedno z nich, nieco przerobiła, złożyła przed lustrem pełen rewerencji ukłon i zastepowała.
   - Lustereczko, powiedz przecie, czy żem najpiękniejsza w świecie? – wysapała rytmicznie, po czym chciała wykonać klasyczny piruet, ale w połowie obrotu potknęła się o wystający z podłogi gwóźdź i, tracąc równowagę, z całej siły wyrżnęła  głową o szklaną taflę. Ta zaś nieoczekiwanie rozbłysła jasną poświatą.
   Zapanowała idealna cisza. Wróżka, zaskoczona, zamarła, Wilk wstrzymał oddech. Lustro  lśniło.
   - Jezus, Maria! – powiedziało wreszcie po chwili jakimś zadławionym głosem i pękło z wibrującym, jękliwym trzaskiem. 
   - Jezus, Maria? – powtórzyła  niepewnie Wróżka, pocierając obolałą  skroń. – No to przecież  - rozłożyła bezradnie ręce – to  jest już absolutnie zupełnie inna bajka...


    
                                                               K O N I E C 

                                                      /ciąg dalszy nastąpi?/





HOG – Poznań, 15-22 marca/ 12 kwietnia 2005.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A completely different story

Untitled

Bajka z innej bajki