Inna bajka (ta z Eurydyką)


Zza zakrętu, za którym zniknął Syzyf, rozległy się kroki. 
- Myślisz, że to tan wariat wraca z kamieniem? – zapytała wróżka. 
- Nie – odparł wilk. - To ktoś inny. Nie ma kamienia, za to ma wodę i jakieś owoce… i jagnięcinę! - Zerwał się i pognał w dół drogi. Chwilę później wyłonił się zza zakrętu, obskakując niczym szczeniak wysoką, szczupłą kobietę, która niosła worek przerzucony przez ramię. Kobieta pochyliła się, podrapała go za uchem, a potem sięgnęła do worka, wyjęła dorodny kawał mięsa, miskę i dzban z wodą. 
Wróżka patrzyła na nią, mrugając bardzo szybko. Na wszelki wypadek, odruchowo, zaczęła skręcać dwa papierosy naraz. 
Kobieta zostawiła wilka, który mlaskał tak, że zagłuszał nawet tupanie stonogi w lewej skroni Wróżki, podeszła do kamienia i podała Wróżce dzban z wodą. Ta oddała jej oba papierosy i zapalniczkę, i zaczęła pić. Czuła, jak z każdym łykiem jej mózg zmienia się z pomarszczonej rodzynki w dorodne winogrono. 
Kobieta czekała, paląc powoli papierosa. Zaciągnęła się, odchyliła głowę do tyłu i wypuściła dym nosem. Wróżka przyglądała jej się nad krawędzi dzbana. Nieznajoma nosiła suknię, która kiedyś była chyba przeznaczona na uroczystości, a teraz po prostu pokryła się warstwą kurzu i podarła tu i ówdzie. Kobieta była bardzo ładna, bardzo zmęczona i bardzo smutna. 
- Eurydyka – powiedziała i wyciągnęła rękę, gdy zorientowała się, że Wróżka na nią patrzy. 
- Wróżka – odpowiedziała Wróżka. – Trzecia. Też postać mityczna. 
Eurydyka uśmiechnęła się. 
- Syzyf mi powiedział, że was tutaj spotkam, to pomyślałam sobie, że przyniosę trochę jedzenia i zrobimy sobie piknik. 
- Pod toczącą się skałą…? – wyrwało się Wróżce.
- A chce ci się biegać? 
- Zupełnie nie. Masz coś jeszcze, oprócz wody i mięsa dla futrzaka?
- Wypłaszam szobie! – obruszył się wilk przez jagnięcinę. 
- Pewnie, że mam – Eurydyka sięgnęła do worka. – Ouzo, retsina, wino albo metaxa… 
- Metaxa – zdecydowała natychmiast Wróżka. –  Mam przeczucie, że za moment zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. 
Pół butelki później Wróżka postanowiła zadać kluczowe pytanie. 
- To jak stąd wyjść? – i natychmiast zorientowała się, że było to niewłaściwie kluczowe pytanie. Eurydyka zgrzytnęła zębami i zamiast kulturalnie poczekać na swoją kolejkę, wyrwała Wróżce butelkę z ręki i golnęła sobie od serca. 
- Wiesz, zawsze możesz znaleźć sobie jakiegoś młodzieńca, co to będzie cię kochał nad życie i jak cię żmija za przeproszeniem upierdoli w łydkę w dzień twojego ślubu, to on się rzuci schodzić tutaj i cię wyprowadzać, ale odradzam. Liczenie na pomoc mężczyzny to zawsze najgorsza możliwa opcja. 
Wróżka uniosła brwi. Wydawało jej się, że słyszała już kiedyś tę historię, ale w zupełnie innej wersji. Eurydyka otarła usta wierzchem dłoni, czknęła i sięgnęła po skręconego przez Wróżkę papierosa. Zaciągnęła się, wypuściła dym nosem, po czym na jej twarzy odmalował się wyraz kompletnego obrzydzenia. 
- Coś nie tak z tytoniem? – spytała Wróżka, zaskoczona. 
- Nie, skąd, tytoń doskonały. Przypomniałam sobie po prostu te obietnice. Że mnie nie opuści aż do śmierci. Że jeśli umrę, to zejdzie po mnie do Piekła i mnie wyprowadzi. A mówiła mamusia, nie zadawaj się z muzykami, a już na pewno nie zadawaj się z muzykami młodszymi od ciebie. I co z tego, że on tak pięknie gra, skoro nie utrzyma rodziny, weź ty znajdź sobie jakiegoś miłego misia, herosa albo półboga, mało to ich chodzi po ziemi, a ja nie, ja się uparłam. Jak kretynka, jak ostatnia debilka, te jego złociste loczki i błękitne oczęta mi się spodobały, już widziałam dzieci, które będą do niego podobne…
Wróżka pokręciła głową. Eurydyka wzruszyła ramionami. 
- Tobie się nigdy nie zdarzyło? – zapytała. 
Wróżka przez moment zastanowiła się, czy miała kiedykolwiek jakiś romans, do którego mogłaby się przyznać, nie wychodząc przy tym na osobę niespełna władz umysłowych lub nie zdradzając tajemnic wagi państwowej. 
- Raz – powiedziała. – Ale to było przed wynalezieniem trutki na szczury. I co było dalej?
- Jak to co – Eurydyka dla odmiany pociągnęła wina. – Cholera, najgorszą rzeczą w tym miejscu jest to, że pijesz i pijesz, a nadal jesteś trzeźwa… Zgodziłam się wyjść za niego za mąż, chociaż matka mi powtarzała, że będę go utrzymywać. No i w czasie wesela ugryzła mnie żmija. 
- A nie chciał cię zgwałcić jakiś satyr? – zdziwiła się Wróżka. Eurydyka spojrzała na nią z politowaniem. 
- Wiesz co, gdyby chciał, to chyba sama bym mu dała na kamieniu, bo całe wesele mój przepraszam za wyrażenie mąż napawał się dźwiękiem swojego głosu i wyśpiewywał kupleciki, brzdąkając na harfie. A ja siedziałam przy stole, czułam się jak piąte koło u wozu i jeszcze, jak się odezwałam, to usłyszałam, że mam być cicho, bo mu wstydu narobię. I że tutaj są wszyscy jego znajomi i przyjaciele, więc mam dbać o to, jak on wypadnie. Wstałam i poszłam się przejść. No i wdepnęłam w żmiję.
- Ja cię podziwiam – powiedział wilk, który jakiś czas wcześniej położył łeb na kolanach Wróżki. – Ona by mu pewnie łeb z płucami przy samej dupie urwała. 
- I znalazłam się tutaj… W sumie nie było tak źle. Trafiłam akurat na ten okres, kiedy Persefona była w domu, a Hades miał dobry nastrój. Persefona to w ogóle fajna dziewczyna i pewnie byście się zaprzyjaźniły, ale ma straszną matkę. Zawsze myślałam, że moja była potworem, ale teraz strasznie za nią tęsknię. Wiesz, mała i Hades strasznie się kochają, a ta zdzira wpada tutaj, każe się dziewczynie pakować i jeszcze nosem kręci, że gdyby ona tutaj mieszkała, to Piekło wyglądałoby zupełnie inaczej….
- Aha… - powiedziała powoli Wróżka. Wilk łypnął na nią badawczo. Wróżka mrugnęła. 
- Zresztą, nieważne. Jakoś się przyzwyczajałam, powolutku, w końcu nie jest tutaj aż tak źle, na przykład Pola Elizejskie są super, wysadzane pięknymi drzewami…
- Żeby Niemcy mogli defilować w cieniu? – nie powstrzymał się wilk. Na szczęście Eurydyka go nie usłyszała. 
- Siedziałam sobie pod takim drzewem i przyglądałam się duszom, które naćpały się czarnego lotosu. Nie wiem, czy wiesz, ale mają tutaj takie specjalne rytuały, podczas których dusze spożywają pyłek lotosu i wchodzą w trans, a potem twierdzą, że udało im się odwiedzić bliskich. Ja w to nie wierzę, ale cały kult, którym jest otoczone zażywanie tego pyłku, przypomina trochę misteria eleuzyńskie, tylko oczywiście…
- Eeeee… - zaskrzeczał wilk. Tym razem Eurydyka go usłyszała. 
- Przepraszam… W każdym razie przyleciała po mnie harpia i woła, że mam natychmiast pójść do Hadesa, bo przyszedł po mnie mój mąż, a właściwie, to ona mnie zaniesie. Właśnie, harpii też nie poznałaś…
- Chyba nie mam ochoty – powiedziała szybko Wróżka. 
- No co ty? – Eurydyka zrobiła wielkie oczy. - Harpie są super! Tylko trzeba je bliżej poznać i nie przejmować się tym, co na ich temat wygadują inni. To są naprawdę świetne dziewczyny. Bardzo uczynne. Zaniosła mnie, i rzeczywiście, mój mąż stoi przed Hadesem i gra. Hades płacze, Persefona płacze, harpie płaczą… mówię ci, straszna rzecz… wchodzę ja do tej sali, a Hades łapie mnie za rękę i woła „Weź ją sobie, weź, tylko kurwa, przestań wreszcie rzępolić, my wszyscy mamy słuch absolutny!”
Eurydyka zamilkła i pociągnęła wina. Wróżka podrapała wilka za lewym uchem. Spojrzał na nią dość wymownie.
- Wiesz, jak mi się zrobiło wstyd? Persefona nie wiedziała, gdzie oczy podziać, ale harpie… patrzyły na mnie z takim współczuciem, że aż mi w gardle taka gula stanęła. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. A ten dupek skończył grać i mówi „Jak to, bez żadnych warunków? Tak po prostu mi ją oddajecie? Udowodnię wam, że nie boję się żadnych boskich klątw ani warunków!”. „No widzisz”, mruknęła jedna harpia do drugiej, „Trzeba było od razu go rozszarpać”. Hades tak popatrzył na niego, popatrzył na mnie i mówi: „Dobrze. Wyprowadź ją tą samą drogą, którą tu przyszedłeś, ale ona będzie szła cały czas za twoimi plecami i nie wolno ci się ani razu do niej odwrócić. Będzie też milczała”. Popatrzył na mnie i mówi „Zgadzasz się, moja droga?”. Zgodziłam się, bo co mogłam innego zrobić, jeszcze by ta oferma znów zaczęła grać… a wiesz, to moi przyjaciele, nie chciałam, żeby cierpieli…
- Ty chyba za dobra jesteś – powiedział wilk. 
- Pewnie tak – zgodziła się Eurydyka. – Poszłam. Idę trzy kroki za nim, a on gada. Tokuje. Jak głuszec. „Słyszałaś, jak pięknie grałem? Widziałaś, jak płakali? Ale ich wyrolowałem! Jestem najlepszy, absolutnie najlepszy, zawsze to mówiłem.” I tak w kółko. Jakieś trzy godziny później zorientował się, że mu nie odpowiadam, a zdążył chyba zapomnieć, że moje milczenie było warunkiem odzyskania mnie, i zaczęły się pretensje. „Bo ty mnie wcale nie słuchasz, bo ty mnie lekceważysz, bo ja się dla ciebie tak narażałem!”. I tak następne trzy godziny. W końcu zaczął wrzeszczeć. „Na pewno się puściłaś z tym satyrem! I wszyscy spiskujecie przeciwko mnie! Tak było? Tak?!”. Na co ja stanęłam i powiedziałam: „Nie”. On się odwrócił, ja zdążyłam jeszcze zrobić o, tak – Eurydyka zamaszystym gestem zgięła lewy łokieć pod kątem prostym, wsadziła w zgięcie łokcia prawy nadgarstek i cmoknęła się w zaciśniętą lewą pięść. – Ale jak wróciłam, to Persefony już nie było, bośmy się musieli z jej mamusią minąć. I wiesz co – spojrzała na Wróżkę i zmrużyła jedno oko. Wróżka, znająca doskonale ten ruch, podsunęła pod dłoń nimfy ucho od dzbana z wodą. – Jesteś pierwszą osobą, której to opowiedziałam. Jestem z siebie dumna – po czym czknęła i przewróciła się na bok i zaczęła chrapać. Wilk obwąchał ją ostrożnie. 
- Jest pijana w drebiezgi – oznajmił. – Co teraz robimy? 
- Jak to co – Wróżka wstała, zapakowała do worka resztki jedzenia, po czym podłożyła Eurydyce pod głowę swoją złożoną w kostkę kurtkę. – Idziemy do Hadesa. 
Ruszyli wśród białych, odbijających światło skał. Na szczęście słońce zaczęło już zachodzić i cienie były coraz dłuższe. 
- Myślisz, że ją jeszcze spotkamy? – zapytał wilk. – Przywiązałem się do dziewczyny. 
Wróżka postukała się paznokciem kciuka w przednie zęby. 
- Nie wiem – odpowiedziała. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka z innej bajki

A completely different story

Untitled